Aparycja przedwojennego amanta i nienaganne maniery. Król życia. Mistrz blagi. Seryjny morderca. To Władysław Mazurkiewicz. Mieszkał i zabijał w Krakowie. Chodźcie ze mną tropem jego morderstw.
Magiczny Kraków ma swoje za uszami. Ma też seryjnych morderców. Jeden z nich – zwany m.in. Potworem z Biskupiej, będzie bohaterem tego wpisu. Władysław Mazurkiewicz, co prawda, mordował grubo ponad pięćdziesiąt lat temu, ale pamięć o nim wciąż trwa. I w Krakowie, i w kulturze. Cezary Łazarewicz w 2015 poświęca mu Eleganckiego mordercę, w październiku 2017 Piękny Władek wkracza na ekrany kin. A ja tymczasem zapraszam szanownych państwa do Krakowa Władysława Mazurkiewicza. Gotowi?
Ale nim ruszymy w drogę…
Mamy połowę lat pięćdziesiątych, schyłek stalinizmu. Gdy na wokandę sądu trafia sprawa Władysława Mazurkiewicza Polska wstrzymuje oddech. Nic podobnego ani przed, ani po wojnie jeszcze się nie zdarzyło. Mieszkańcy Krakowa zachodzą w głowę jak to możliwe, że ten szanowany, kulturalny i szykowny dżentelmen okazał się seryjnym mordercą?
Zabijał bo kochał pieniądze i wciąż mu ich było mało
Władysław Mazurkiewicz to nie ten typ, co dla przyjemności pastwi się nad kotami, pod osłoną nocy maltretuje i porywa. Działał szybko, metodycznie i bez ceregieli. Nie dla zabawy, a dla pieniędzy.
Przez ponad dekadę bezpardonowo pozbywał się partnerów w interesach lub tych, którzy zbyt głośno domagali się zwrotu długu. Miał szczęście, bo milicję wówczas bardziej zajmowało ściganie wrogów ustroju niż poszukiwania obywateli znikających bez śladu.
Ale trzeba przyznać, że Piękny Władek potrafił wykreować wokół siebie sporo czaru. Sąsiedzi z Biskupiej ze wzruszeniem wspominali jak częstował dzieci czekoladą i regularnie jeździł na grób ukochanego psa. I to jak troskliwie pielęgnował w chorobie sąsiadkę z piętra. Przyszłą ofiarę, nawiasem mówiąc.
Był też bezbłędnym koniunkturalistą. Władysław Mazurkiewicz potrafił wzbudzić zaufanie, co w połączeniu z nimbem nietykalności dawało doskonałe rezultaty. Wyśmienicie ustawił się już podczas wojny (miał kolaborować z gestapo), jeszcze lepiej odnalazł się w realiach Polski Ludowej. Ten kombinator i szuler oficjalnie był m.in. instruktorem w Polskim Związku Motorowym, cichcem spekulował walutami, a w wolnych chwilach w czynie społecznym pomagał milicji. Jako jeden z nielicznych posiadaczy auta w Krakowie, Mazurkiewicz woził oficerów MO do pracy w terenie.
Ale nawet temu wybrańcowi fortuny w końcu powinęła się noga.
Morderstwo nad Rudawą
Niewinne są złego początki. Tadeusza Bommera, pierwszą – niedoszłą ofiarę, Władysław Mazurkiewicz poznał jeszcze w czasie wojny. Pod pretekstem drobnego handlu złotem zwabia go w okolice majątku Chełm w Woli Justowskiej (dziś to część Krakowa). Jest ciepły letni dzień, a trasa wzdłuż Rudawy to przyjemny spacer. Więc gdy Piękny Władek wyciąga wódkę i kanapki z szynką, Tadeusz Bommer nie odmawia.
Tylko, że po paru kęsach sztywnieje mu kark, a na języku czuje migdałową gorycz. Mazurkiewicz nie kwapi się do pomocy. Zza wału przeciwpowodziowego spokojnie obserwuje agonię Bommera. Ten przeżył tylko cudem, ale sprawa szybko rozchodzi się po kościach.
➙ CZYTAJ RÓWNIEŻ: 11 miejsc w Krakowie, o których nie mieliście pojęcia
Wapiennik w Pychowicach
Ten komin to prawdopodobnie ostatnia rzecz, którą widział Wiktor Zarzecki – pierwsza faktyczna ofiara eleganckiego mordercy. W ruch znów poszedł cyjanek, ale Władysław Mazurkiewicz tym razem lepiej się przygotowuje.
Najpierw zarzuca sieć. Zarzeckiemu wciska bajeczkę o właścicielu wapiennika w Pychowicach, który na gwałt potrzebuje dolarów. Następnego dnia przeprawiają się krypą przez Wisłę. Gdy zbliżają się do wapiennika jest już ciemno. I zimno. Bo to grudzień. W takich okolicznościach kto odmówiłby gorącej herbaty?
Wiktor Zarzecki umiera w konwulsjach, a Piękny Władek bez zbędnej zwłoki pakuje nieboszczyka na łódkę i spławia z nurtem Wisły. Jego ciała nigdy nie odnaleziono. I, co znamienne dla tamtych czasów, nikogo specjalnie to nie obeszło.
Salwator i okolice
Tuż po wojnie Władysław Mazurkiewicz zmienia modus operandi. Porzuca cyjanek na rzecz Walthera kaliber 7,65 mm. I o mały włos nie wpada!
25 października 1945 roku Pięknego Władka prześladował pech. Co prawda wzbogacił się o 200 tysięcy złotych, ale miotając się z trupem w bagażniku po wsi Brodło aż nadto dał się zapamiętać okolicznym mieszkańcom. Osobowe auta to wówczas rzadki widok, a osobowe auto z eleganckim kierowcą, który wygląda jakby właśnie wyszedł ze świniobicia to już w ogóle.
Gdy chwilę później w krzakach chłopi znajdą trupa z przestrzeloną głową, nie będą mieć wątpliwości kto za tym stoi. A jednak rozliczne znajomości w parze z wdziękiem osobistym i tym razem ratują Mazurkiewicza.
Piękny Władek uczy się na błędach. Kolejne ofiary – w tym sąsiada z piętra Jerzego de Laveaux – nie wywozi już tak daleko z Krakowa. Sprawę załatwia szybko. Strzał w potylicę nieopodal klasztoru kamedułów w Bielanach. A potem siup autem nad Wisłę i na resztę dnia zmienia się w plażowicza. Przy okazji kolejnych kąpieli pozbywa się fantów, które mogłyby naprowadzić na jego ślad. Wreszcie, po zmroku, topi ciała. Zwłok Władysława Brylskiego i Jerzego de Laveaux nigdy nie odnaleziono.
Zbrodnicze ścieżki eleganckiego mordercy często prowadziły przez Salwator. Okolice pętli tramwajowej i klasztoru Norbertanek to jeden z ostatnich widoków kolejnych ofiar.
Kamienica przy Biskupiej 14
W styczniu 1945 roku Władysław Mazurkiewicz wraz z przyszłą żoną i teściami zajmuje komfortowe trzypokojowe mieszkanie na czwartym piętrze kamienicy na Biskupiej. Będzie tu mieszkał – z przerwami – aż do aresztowania dekadę później.
Kamienica, z zewnątrz niezbyt okazała i dość zapuszczona, w środku wciąż robi wrażenie (przynajmniej hall, do którego zapuszczam żurawia, a tam okładzina z czerwonego marmuru i kryształowe szybki w drzwiach). Nie mieszka tu już nikt kto pamiętałby Pięknego Władka. Sprawdził to Cezary Łazarewicz, a ja wierzę mu na słowo.
Ale przed laty nad budynkiem musiało zawisnąć jakieś fatum, bo mieszkańcy czternastki znikali raz za razem. Tuż po wojnie Jerzy de Laveaux, a kilka lat później wdowa po nim Jadwiga i jej siostra Zofia. A na końcu Władysław Mazurkiewicz.
Co znaleziono w garażu przy Marchlewskiego 49?
Auta i karty to dwie największe pasje Pięknego Władka. W garażu przy al. Marchlewskiego (dziś Beliny-Prażmowskiego) spędzał każdą wolną chwilę. A że garaż miał metraż kawalerki, to nie dziwota, że urządził sobie w nim sypialnię. Podobno całkiem przytulną. Od samochodu oddzielała ją pluszowa kotara, a obok łóżka miały stać stolik i lampa. Czy wspominałam o tym, że Mazurkiewicz był nieprzeciętnym kobieciarzem? To tu sprowadzał kolejne damy.
Na trop garażu przy Marchlewskiego milicję naprowadza niedoszła siódma ofiara – Stanisław Łopuszański. Człowiek, który przeżył postrzał w głowę. To właśnie na nim powinęła się noga eleganckiego mordercy.
W czasie oględzin śledczych zainteresował jaśniejszy fragment podłogi. Wyglądała jakby ktoś niedawno ją rozkuł, a potem ponownie zabetonował. Nie ma rady. Więc i oni kują. To ich ostatnia szansa. Do tej pory przetrząsnęli cały garaż, każdą dziurę w ścianie (a tych pod dostatkiem), jednak ani broni, ani łuski po naboju z potylicy Łopucha nie znaleźli.
Ale tego, co odkryto po rozkuciu posadzki nie spodziewał się nikt. W ziemi leżały dwa splątane zawiniątka, a mdły odorek nie pozostawiał wątpliwości co zawierają. Później okaże się, że to zaginione Jadwiga de Laveaux i Zofia Suchowa. Sąsiadki Mazurkiewicza z Biskupiej 14.
To był moment zwrotny. Sprawa Mazurkiewicza nabrała rumieńców.
Sąd Wojewódzki (Senacka 1)
Proces Władysława Mazurkiewicza rusza w sierpniu 1956 roku. Dla Pięknego Władka zarezerwowano największą salę w budynku sądu wojewódzkiego. Tę samą, w której dwadzieścia trzy lata wcześniej toczył się najgłośniejszy proces II RP – sprawa Rity Gorgonowej.
Zresztą hajp wokół Mazurkiewicza wcale nie ustępował temu towarzyszącemu sprawie przedwojennej guwernantki. Z obawy przed linczem na ulicy stawiano zapory. Wejściówkami na salę rozpraw handlowano na czarnym rynku. Kosztowały nie mało, w dodatku wypożyczano je pod zastaw dowodu osobistego.
Obrony podjął się mecenas Zygmunt Hofmokl-Ostrowski i od razu bierze się do dzieła z zapałem godnym lepszej sprawy. Bo ta jest z góry przegrana, ale temperamentny osiemdziesięcioczterolatek nie odpuszcza ani na chwilę. Upiera się między innymi, że zbrodnicze skłonności Mazurkiewicza są wrodzone, bo ten ma zeza widlastego (nie miał), a poza tym i tak mordował tylko szkodników socjalistycznego państwa.
Wreszcie piętnastego dnia procesu zapada wyrok. Sąd uznaje Władysława Mazurkiewicza winnym sześciu morderstw i dwóch usiłowań i skazuje na osiem wyroków śmierci.
Dla takiego zbrodniarza nie ma miejsca w społeczeństwie podsumowuje sędzia Migdał. A Marek Hłasko w Pięknych dwudziestoletnich dodaje, że proces był kompromitacją wymiaru sprawiedliwości.
Dziś w gmachu na Senackiej 1 jest Muzeum Geologiczne Polskiej Akademii Nauk.
Władysław Mazurkiewicz na ekranie
O seryjnych morderców ostatnio upomniało się polskie kino. Były już filmy inspirowane Zdzisławem Marchwickim (Jestem mordercą Macieja Pieprzycy) i Karolem Kotem (Czerwony pająk Marcina Koszałki). Będzie i o Władysławie Mazurkiewiczu.
Przymiarki do filmu o Pięknym Władku robił Jerzy Kawalerowicz już w latach 50., ale klimat polityczny zdecydowanie mu nie sprzyjał, więc i z filmu wyszły nici.
Ach śpij kochanie Krzysztofa Langa nie zapowiada się szczególnie obiecująco. Ale może się mylę? Zwiastun sugeruje coś z pogranicza Belle Epoque TVN-u i teatru telewizji. Pięknego Władka gra zrobiony na Hannibala Lectera Andrzej Chyra.
Zresztą zobaczcie zwiastun i osądźcie sami.
Korzystałam z:
Elegancki morderca Cezary Łazarewicz, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2015.
Kraków pod ciemną gwiazdą Krzysztof Jakubowski, AGORA, Warszawa 2016.
Tutaj polecam inne książki o prawdziwych zbrodniach. A tutaj więcej pomysłów na zwiedzanie Krakowa.
Podobało się?
Postaw mi wirtualną kawę lub udostępnij artykuł znajomym. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
No i zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.
DZIĘKUJĘ!
Podobne artykuły
Cześć!
Nazywam się Zofia Jurczak, a to moja strona poświęcona podróżom
Jestem kulturoznawczynią (UJ), stypendystką Miasta Krakowa. Moje koniki to Kraków (napisałam o nim dwie książki), muzea, miasteczka, dziedzictwo kulturowe i historyczne. Kocham Japonię, uwielbiam wyspy. W podróży napędza mnie ciekawość. Na stronie piszę o tym, co mnie kręci.
Więcej