#WSTYDLIWEWYZNANIE. Lubię podglądać. Cudze mieszkania zwłaszcza. A tam gdzie wstępu nie ma, tym bardziej chcę wejść. Z myślą o takich jak ja (nie wstydźcie się, każdy w głębi serduszka jest trochę voyeurem) w Krakowie po raz drugi odbył się Festiwal Otwarte Mieszkania.
Poprzednią edycję przespałam (smuteczek), ale wystarczyła relacja na blogu Doroty (kilk klik) i powzięłam decyzję, że kolejnej przegapić mi nie wolno. I tak oto minione dwa weekendy spędziłam na wtykaniu nosa do cudzych mieszkań, pracowni i innych (na co dzień niedostępnych) miejsc.
Przed Festiwalem Otwarte Mieszkania myślałam, że najfajniejsze w nim jest to uczucie, że oto ukryty świat otwiera przede mną podwoje.
Po Festiwalu Otwarte Mieszkania wiem, że najwspanialsi są ludzie – gospodarze tych nietuzinkowych przestrzeni. I to że każdy z nich, ale to absolutnie każdy, o swoich wnętrzach opowiadali w zupełnie inny sposób.
W ARTYKULE m.in.
- pracownia Beaty Stankiewicz na Starym Mieście
- dom i ogród artystki Bettiny Bereś
- pracownie Martyny Borowieckiej, Michała Sroki i Wojciecha Wasilewskiego w fabryce Telpod Telos na Cieszyńskiej
- pracownia rzeźby Mariana Koniecznego
- modernistyczna willi Spissów projektu Adolfa Szyszko-Bohusza w Przegorzałach
➙ CZYTAJ RÓWNIEŻ: Tu robi się sztukę! Czyli relacja z Festiwalu Otwarte Mieszkania 2019
Festiwal Otwarte Mieszkania zaczął się z przytupem, a raczej widokiem: mieszkanie Mateusza Stępnia i Gabrieli Sowy
Zwykły blok. Wielka płyta, pasteloza.
Windą na jedenaste, potem schodami w górę.
Gwar zza drzwi.
Nieśmiało pukam (bo czy to tak wypada wparować komuś na chatę?)
Nic.
Więc odważam się, naciskam klamkę i wchodzę.
A tam TAKI widok.
(Czy to w ogóle przyzwoite jest mieć taki widok z okien?)
I w bonusie stół uginający się od wege specjałów na okoliczność śniadania inaugurującego Festiwal Otwarte Mieszkania.


Podłoga z Internetu | Mieszkanie i pracownia Beaty Stankiewicz
Tłumek zwiedzających to dla Beaty Stankiewicz żadna nowość. Poddasze w kamienicy przy Poselskiej przez kilka ładnych lat było domem rodziny Stankiewiczów, pracownią Pani Beaty oraz Galerią mieszkanie23. Na raz!
Dziś to tylko mieszkanie i pracownia. I trochę też dzieło otwarte, wciąż i na nowo urządzane. Ale jeśli nowe meble, to tylko z netu i za nie więcej niż trzy stówki.

Podłoga w mieszkaniu też jest z drugiej ręki – to ponad stuletnie dechy z rozbiórki jakiejś szopy na Podhalu. Czy powinnam wspominać, że kosztowały grosze?

Dom pełen sztuki | Dom i ogród Bettiny Bereś
U Bettiny Bereś sztuka czekała już w ogrodzie. Na sznurach – zamiast prania – dzieła gospodyni, która prócz tego, że jest malarką (ba, prowadzi wypożyczalnię obrazów!) również wyszywa (makatki i serwetki w feministyczne hasła).
W domu o sztukę człek się już potyka. W salonie (co znamienne – pozbawionym mebli wypoczynkowych) królują rzeźby rodziców gospodyni: „Dziewczynka z gołąbkiem” Marii Pinińskiej-Bereś oraz „Xawery Dunikowski” Jerzego Beresia (którego pracownię rzeźby oboje ukończyli).

W kuchni – kopie klasyki malarstwa rodzinnej produkcji („Portret małżonków Arnolfinich”!) i portrety psów.
Na klatce schodowej kolejne rzeźby Pinińskiej-Bereś. Na piętrze – obrazy, „okna”, instrukcje obsługi dzieł (ponoć nagminnie zdarza się, że są montowane na opak). I mnóstwo artystycznych drobiazgów. Koniec końców wszyscy mieszkańcy tego domu coś tworzą.

WOW z niczego | Mieszkanie Konstancji Mora Korytowskiej i Jurka Markowicza
Tu na razie jest gruzowisko, ale będzie San Francisco. Czy jakoś tak.
To mogłaby być piosenka o mieszkaniu Konstancji i Jurka. Tylko oni wierzyli, że z takiej ruiny da wycisnąć się mieszkanie jak z żurnala. Pełne polskich akcentów i mieszkaniowych lifehacków.
Z parapetem, na którym nic tylko cupnąć z książką i kawą i czytać, czytać, czytać.
Z siatką w szparze antresoli, która może i by udźwignęła słonia, ale jakoś nikt nie odważył się na nią wleźć.
(choć właściciele usilnie namawiali, a Jurek Markowicz na dowód, że to zupełnie bezpieczne, przechadzał się po niej).
To nie cuda, tylko własna ciężka praca. Parze właścicieli serdecznie współczuję remontu i szczerzę zazdroszczę pięknego mieszkania.
Postindustrial | Pracownie Martyny Borowieckiej, Michała Sroki, Wojciecha Wasilewskiego
A teraz coś z zupełnie innej beczki. Zamiast przestrzeni odpicowanej na błysk – puste hale dawnej fabryki Telpod Telos na Cieszyńskiej. Ani ładne, ani czyste, ani przytulne. Ale za to ten klimat! (i ta creepy winda przemysłowa, brrr).
Paradoksalnie takie postindustrialne wnętrza to idealny materiał na pracownie artystyczne.
Bo solidne stropy wiele uniosą. Dużo okien (‘okna wstęgowe’), więc światło dobre. Bo podłogi i ściany, którym nie robi różnicy jeszcze więcej brudu. No i symboliczne komorne.

W ramach Festiwalu Otwarte Mieszkania swoje pracownie udostępnili Martyna Borowiecka oraz Michał Sroka i Wojciech Wasilewski. Ci dwaj ostatni czerpią dodatkowe benefity z pracy w ex-fabryce, bo wiele ich dzieł to przetworzone poprodukcyjne odpady. Jakieś zużyte tuleje i nakładki, na pierwszy rzut oka bardziej w guście złomiarzy niż artystów.

Jest też ciemna strona pracowni w pofabrycznych przestrzeniach. Te nigdy nie są dane na zawsze. I na hale Telpodu wyrok już zapadł, a dni pracowni Martyny Borowieckiej, Michała Sroki i Wojciecha Wasilewskiego są już policzone.

Zajrzeć sztuce pod podszewkę | Pracownia rzeźby prof. Mariana Koniecznego
Rzeźby prof. Mariana Koniecznego (nawet jeśli tego nie wiedzą to i tak) znają wszyscy.
Najważniejsze realizacje to warszawska Nike, Wyspiański pod Muzeum Narodowym i rekonstrukcja Pomnika Grunwaldzkiego na placu Matejki (oraz nowohucki Lenin). A wszystkie one powstały w pracowni na Salwatorze, ukrytej na samym koniuszku ulicy Ukrytej (ach, udał mi się ten suchar).
Przewodnikiem po atelier był syn rzeźbiarza – Filip Konieczny (który, co znamienne i bardzo krakowskie zarazem, o swym ojcu nie wyrażał się inaczej niż per Profesor).
Na Ukrytej rzeźby są wszędzie. Pierwsza wita gości już przy wejściu.
W pracowni (m.in) gipsowy Piłsudski (naturalnej wielkości) i Zamoyski na koniu (w skali 1:5; z takich małych modeli prof. Konieczny przygotowywał formy 1:1, które potem, celem wydobycia z atelier, były cięte na fragmenty i kawałek po kawałku odlewane w hucie).
W przyległym pawilonie przegląd popiersi bliższych i dalszych znajomych. W ogrodzie galeria tych bardziej osobistych rzeźb prof. Koniecznego.

Spodobało się Miłym Państwu? Mam złą wiadomość. Do atelier ot tak, po cywilnemu i prosto z ulicy, zajrzeć nie można. Niestety. Wstęp mają tu tylko kursanci Salwatorskiego Studia Artystycznego.
Festiwal Otwarte Mieszkania otworzył też podwoje willi Spissów w Przegorzałach
Na koniec Festiwalu Otwarte Mieszkania zostawiłam sobie ukrytą (za murem zieleni) perełkę – modernistyczną willę rodziny Spissów według projektu Adolfa Szyszko-Bohusza.

W skrócie: Adolf Szyszko-Bohusz był jednym z najważniejszych architektów dwudziestolecia międzywojennego. Zaprojektował całą masę gmachów użyteczności publicznej na czele z Zamkiem Prezydenta RP w Wiśle, sanatorium w Żegiestowie, siedzibą PKO w Krakowie. Ma też na swoim koncie trochę mieszkaniówki (Dom Pracowników Pocztowej Kasy Oszczędności na ul. Librowszczyzna!). No i willę Spissów.
Znak charakterystyczny – okładzina z wapiennych ciosów, zielone okna. I wieża.
Ale willa Spissów to ewenement na skalę Polską: tu prawie wszystko jest z czasów Szyszko-Bohusza! Stolarka, instalacje, fasada, taras to przedwojenne oryginały. Ergo mają ponad osiemdziesiąt lat i nadal nic im nie dolega.

A jadalnia to skok w czasie, prosto do przedwojennego mieszczańskiego salonu. Każdy element (no może prócz kwiatów w wazonie) to oryginał z lat trzydziestych (włącznie z tapetami).

(A ze spraw bardziej przyziemnych – ikona architektury ikoną architektury, ale zimą willa Spissów ponoć jest nie do ogrzania).
Dwa weekendy na Festiwalu Otwarte Mieszkania 2018 to była wspaniała przygoda. Mocno trzymam kciuki za festiwal i już odliczam dni do kolejnej edycji.
Podobało się?
Postaw mi wirtualną kawę lub udostępnij artykuł znajomym. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
No i zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.
DZIĘKUJĘ!
Podobne artykuły
Cześć!

Nazywam się Zofia Jurczak, a to moja strona poświęcona podróżom
Jestem kulturoznawczynią (UJ), stypendystką Miasta Krakowa. Moje koniki to Kraków (napisałam o nim dwie książki), muzea, miasteczka, dziedzictwo kulturowe i historyczne. Kocham Japonię, uwielbiam wyspy. W podróży napędza mnie ciekawość. Na stronie piszę o tym, co mnie kręci.
Więcej