Do Bydgoszczy będę jeździł! – odgrażał się bohater „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz” Stanisława Barei. Wy też będziecie jeździć do Bydgoszczy, choć ze zgoła odmiennych powodów.
Mnie do wyjazdu do Bydgoszczy nigdy nie trzeba było namawiać
Więc, gdy odezwała się do mnie Bydgoska Lokalna Organizacja Turystyczna ByLOT, zareagować mogła tylko w jeden słuszny sposób: podskoczyć z okrzykiem yes, please!
Również dlatego, że Bydgoszcz od lat ma stałe miejsce w mym sercu. Nie pomnę ile zaliczyłam tu pierwszych razy (choć wcale nie takich jak myślicie, świntuszki). Pierwszy raz w operze („Traviata” Verdiego; jasne że mi się nie podobało, ale ja młoda i nieopierzona wtedy byłam), pierwsza jazda tramwajem (linia nr 3 na Wilczak), pierwsza zjedzona pizza. Bydgoszcz przez lata była dla mnie – dziewczynki z małego miasteczka – synonimem metropolii.
Ale od tamtego czasu wiele wody w Brdzie upłynęło. Zmieniłam się ja, ale to, co w międzyczasie porobiło się z Bydgoszczą nie mieści się w głowie. Jeżeli ktoś czytał „Inną duszę” Łukasza Orbitowskiego, to z grubsza ma wyobrażenie jaką Bydgoszcz zapamiętałam (a kto nie czytał, ten trąba i niech czym prędzej nadrabia, tutaj sobie proszę poczytać dlaczego). Brzydgoszcz to była, oględnie mówiąc. Ale potem przyszedł 2004 rok i miasto odpaliło rakietę rewitalizacji. Naprawdę udanej rewitalizacji.
➙ CZYTAJ RÓWNIEŻ: 3 bombowe bydgoskie atrakcje, które pożeniły przemysł z przyrodą
Na przestrzeni ostatnich piętnastu lat Bydgoszcz zmieniła się nie do poznania
Z średnio sympatycznego miasta z ledwo zipiącym przemysłem przedzierzgnęła się w takie, do którego chce się przyjeżdżać na dłużej, i w którym jest co robić. A fani turystyki industrialnej to już w ogóle. Nie rozumiem dlaczego nie ma Was jeszcze w Bydgoszczy!
Bo Bydgoszcz turystyką przemysłową stoi!
Do Torunia jeździ się na pierniki, a do Bydgoszczy zwiedzać fabryki (oraz inne zakłady przemysłowe).
Miasto kilka lat temu pozazdrościło województwu śląskiemu Szlaku Zabytków Techniki i ma swój własny – Szlak Wody Przemysłu i Rzemiosła TeH2O – wcale nie mniej ciekawy od śląskiego kuzyna.
Na szlaku TeH2O może i nie znajdziecie żadnej kopalni, ale za to doskonale zachowaną fabrykę materiałów wybuchowych z czasów II wojny światowej (czyli Exploseum!), fabrykę obrabiarek drewna, halę pomp wodociągowych, wieżę ciśnień oraz Muzeum Mydła i Historii Brudu i owszem. A to tylko mała część szlaku TeH2O. Zajrzyjcie na jego stronę, aby poznać wszystkie obiekty oraz zasady ich zwiedzania (a zabawy będzie na co najmniej dwa dni).
Myślę sobie, że zwiedzanie Exploseum to mus i obowiązek. Ze świecą szukać na świecie drugiej tak dobrze zachowanej fabryki materiałów wybuchowych z czasów drugiej wojny światowej. Dawną DAG Fabrik Bromberg można zwiedzać solo lub z przewodnikiem. Polecam tę drugą opcję, bo bilet niewiele jest droższy, a przewodnicy robią kawał dobrej roboty! (pytajcie o partyzanta).
Bydgoszcz jedna, ale regiony już dwa
Trzeba było widzieć moją minę, gdy w gazetce pokładowej PKP wyczytałam rewelację, że Bydgoszcz to Kujawy. Jak to Kujawy, skoro Bydgoszcz to Pomorze? Zbita z tropu dopytałam tubylców i zgadnijcie co okazało się? Że wszyscy mają rację i nikt nie jest w błędzie. Umowną granicą Pomorza z Kujawami jest Brda. Kierując się tą logiką dworzec Bydgoszcz Główna i Opera Nova to Pomorze, ale Stary Rynek to już Kujawy.
A skoro jesteśmy przy Brdzie
Bydgoszcz dawno temu odkryła, że rzeka przepływająca przez śródmieście to skarb, i że do wody trzeba być frontem, nie zadem. Czego bodaj pierwszą jaskółką były biurowce korespondujące formą i stylem z zabytkowymi spichrzami nieopodal. Co ciekawe, postawiono je w – szalonych dla architektury (Solpol hashtag pamiętamy) – latach dziewięćdziesiątych. I nic się od tego czasu nie zastarzały, nadal cieszą oko.
Bydgoski Tramwaj Wodny nie dla zgrywu nazywa się Słonecznik
Wyobraźcie sobie, że napędza go… energia słoneczna! Słonecznik pływa po Brdzie w ciepłe miesiące, a bilety są tanie jak barszcz (i zdradzę Wam sekret, że najlepiej kupić je online z wyprzedzeniem).
Na Brdzie zakotwiczył też domek na wodzie, który można sobie wynająć, a nawet popłynąć nim w rejs, jednocześnie korzystając z wszystkich wygód domu na lądzie. No i się nie buja. Dla szczurów lądowych takich jak ja, to akurat argument koronny.
Wenecja Bydgoska wygrywa w malowniczość
Wenecja Bydgoska to kawałek dziewiętnastowiecznego miasta zachowany w niemal niezmienionej formie. Kamieniczki, dawne farbiarnie, drukarnie, rzeźnia, tego typu sprawy. Cały urok polega zaś na tym, że ich (często sfatygowane) fasady wyrastają prosto z wody. Gdyby nie ta czerwona cegła i pruski mur byłoby jak w Wenecji. Najlepszy widok na Wenecję Bydgoską jest z Wyspy Młyńskiej. Speaking of which.
Bydgoszcz ma też wyspę. A właściwie kilka wysp
A Wyspa Młyńska to ich królowa i jak przystało na królową, to przeszła najbardziej spektakularną metamorfozę.
No bo tak. Gdyby „My, dzieci z dworca ZOO” rozgrywały się w Bydgoszczy, to nazywałyby się „My, dzieci z Wyspy Młyńskiej”. Tak było. Dziś Wyspa Młyńska to zadbany i przyjemny park, obła w kształtach Przystań Bydgoszcz (która kilka lat temu rozbiła bank architektonicznych nagród) oraz wyspa muzeów (są już cztery). Z jej brzegów rozciągają się też najlepsze widoki w mieście!
Metamorfoza Wyspy Młyńskiej nadal trwa. Ostatni akord wybrzmi, gdy znikną rusztowania z olbrzyma z pruskiego muru, czyli dawnych młynów Rothera.
A skoro mowa o akordach, to Bydgoszcz tytułuje się miastem muzyki
Bo Opera Nova, bo Festiwal Operowy, bo Filharmonia Pomorska, bo inne festiwale i – wreszcie – Akademia Muzyczna, której absolwentem jest Rafał Blechacz. Ale dla mnie hitem okazały się muzyczne tramwaje. Otóż każdy przejazd ulicą Focha w stronę opery honorowany jest pierwszymi taktami uwertury do „Wilhelma Tella”. Nastawcie uszy w liniach 1, 3, 5, 8.
Więcej sztuki w Bydgoszczy: street art!
Powiem krótko: jest dobrze! A największe natężenie obrazków na ścianach występuje w okolicy ulicy 3 maja. Ale nie uprzedzajmy faktów, bo bydgoskim muralom poświęciłam osobny post: Bydgoszcz jak malowana! Spacer śladem murali i innego street artu.
Leon Wyczółkowski na ulicy!
Zabawna sprawa, Leon Wyczółkowski nigdy w Bydgoszczy nie mieszkał, ale z Bydgoszczą kojarzy się jak z żadnym innym miejscem w Polsce. Ostatnie lata malarz spędził nieopodal, w Gościeradzu, a po jego śmierci potężny zbiór prac oraz pamiątek trafił właśnie do Bydzi.
Natomiast cały dowcip z Wyczółkowskim w Bydgoszczy polega na tym, że nie trzeba fatygować się do Muzeum Okręgowego, by pooglądać jego prace, bo obrazy Leona Wyczółkowskiego (no dobrze, kopie obrazów) znajdziecie – dosłownie – na ulicach Bydgoszczy.
Szlak nazywa się „Z Wyczółkowskim po drodze”, a obrazów jest dziesięć. Szukajcie gablotek na Wyspie Młyńskiej oraz ulicach Gdańskiej i Mostowej.
Ja jestem za-chwy-co-na!
Zagadka: co łączy Bydgoszcz i Greenwich?
I tu i tu staniecie na południku (a na dowód wykonacie sobie pamiątkowego selfika). Co prawda Bydgoszcz nie leży na południku zero, a na osiemnastym (tu Greenwich wygrywa), ale tak akuratnie się złożyło, że ów osiemnasty południk przecina… Stary Rynek.
Przyznajcie sami, że takie szczęście, to rzecz rzadko występująca w przyrodzie.
➙ CZYTAJ RÓWNIEŻ: Sprawdź, gdzie w Polsce wypada środek Europy
A poza tym Bydgoszcz ma hotel w klimatach „Grand Budapest Hotel”!
Czyli kultowy Hotel pod Orłem – ponad stuletni, najstarszy wciąż działający hotel w Bydgoszczy.
Pokoje – jak pokoje. Ale za to lobby, jadalnię i klatkę schodową Hotel pod Orłem ma niewiarygodnej wręcz urody. Jak w pałacu u jaśniepaństwa, a nie czterogwiazdkowym hotelu sieciowym. Kryształowe wielkie lustra, forniry, żyrandole, fikuśna snycerka i okucia. Jest blichtr, jest klimat, a szczęki trzeba zbierać z dywanów, oczywiście czerwonych.
A i ceny za nocleg nie należą do zaporowych. Pokój w Hotelu pod Orłem możecie zarezerwować tutaj.
(z bardziej budżetowych noclegów w Bydgoszczy podrzucam pod rozwagę Campanile naprzeciwko dworca autobusowego. Czysto i wygodnie, dobra kawa na śniadanie, czajnik w pokoju, a cena bardzo spoko.)
Coś na ząb? Czernina, tort pralinowy i drożdżówki. Niekoniecznie na raz
Tym, którym dzwoni, ale nie wiadomo, w którym uchu podpowiem, że czernina to inaczej czarna polewka. Zupa ląduje na kujawskich i pomorskich stołach nie tylko wtedy, gdy przyszli teściowie chcą subtelnie powiedzieć ‘wara od naszej córki’. Czernina to wielki smakołyk w tej części Polski. Być może zastanawiacie się na czym polega jego wyjątkowość. Nie przedłużając. Czernina to zupa z kaczej krwi. Smacznego!
Wracamy na bezpieczny grunt. Rozpustny tort pralinowy z cukierni Adama Sowy. Wszystkie inne czekoladowe torty w najlepszym razie mogą mu czyścić buty (a tort Sachera zwłaszcza). Sekretem tego idealnego ciasta jest połączenie chrupiącego grylażu z piętrem rozpływającej się w ustach czekolady. Niebo w gębie! (dostępne na szczęście nie tylko w bydgoskim mateczniku, bo cukiernie Adama Sowy opanowują Polskę).
Wreszcie na finał drożdżówki, czyli po tutejszemu szneki z glancem. Moi P.T. Czytelnicy z południa Polski musicie koniecznie ich spróbować. Choćby po to, by zrozumieć dlaczego to, co w Małopolsce sprzedawane jest pod nazwą ‘drożdżówki’ powinno mieć ustawowy zakaz noszenia tej nazwy.
Na deser fun facts z rzeźni. Nie zgadniecie, który amerykański pisarz terminował w bydgoskiej ubojni
Nie, nie był to autor „Rzeźni numer 5”. Za to był to autor „Buszującego w zbożu”, J.D. Salinger we własnej osobie!
Możecie – zresztą słusznie – zastanawiać się, co amerykański pisarz robił w bydgoskich zakładach mięsnych na przełomie 1937 i 1938. Bynajmniej nie szukał literackich inspiracji. Ojciec Salingera był „królem szynek i serów” w Nowym Jorku i wykorzystując swe liczne kontakty posłał Jerome’a do Europy, by uczył się fachu od najlepszych.
Po latach J.D. Salinger pobyt w Bydgoszczy wspominał tak:
W wieku osiemnastu, dziewiętnastu lat, rok przesiedziałem w Europie… większość czasu w Wiedniu, choć musiałem też terminować w przetwórni szynek w Polsce… Ostatecznie na parę miesięcy wylądowałem w Bydgoszczy, gdzie mordowałem świnie i pchałem lory przez śnieg w towarzystwie grubego majstra, który nieustannie zabawiał mnie strzelaniem ze swej śrutówki do wróbli, do żarówek i do kolegów z pracy.
Więcej o bydgoskim epizodzie J.D. Salingera przeczytacie na stronie culture.pl (skąd też zaczerpnęłam cytat).
PS A gdyby ktoś z Drogich Czytelników chciał odwiedzić zakład pracy J.D. Salingera, to spieszę donieść, że Bydgoskie Zakłady Mięsne to dziś galeria handlowa Focus.
To kiedy wybieracie się do Bydgoszczy?
Spieszę donieść, że to jeszcze nie koniec listy powodów. W zanadrzu mam jeszcze coś znakomitego. Co oznacza, że Bydgoszcz niedługo wróci na bloga.
Ten wpis czytacie dzięki Bydgoskiej Lokalnej Organizacji Turystycznej ByLOT, która pokazała mi Bydgoszcz od zupełnie nieznanej mi strony (oraz dała wolną rękę, do jej opisywania). Merci! Oraz muszę dodać, że wizyta realizowana była w ramach projektu pn. „Jedźcie z blogiem. Dobre relacje promują Konstelacje”. Projekt współfinansowany ze środków Województwa Kujawsko-Pomorskiego.
Podobało się?
Postaw mi wirtualną kawę lub udostępnij artykuł znajomym. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
No i zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.
Podobne artykuły
Cześć!

Nazywam się Zofia Jurczak, a to moja strona poświęcona podróżom
Jestem kulturoznawczynią (UJ), stypendystką Miasta Krakowa. Moje koniki to Kraków (napisałam o nim dwie książki), muzea, miasteczka, dziedzictwo kulturowe i historyczne. Kocham Japonię, uwielbiam wyspy. W podróży napędza mnie ciekawość. Na stronie piszę o tym, co mnie kręci.
Więcej