W pewien listopadowy weekend wskoczyłam do pociągu i pojechałam zwiedzać muzea w Opolu.
Okolicznością sprzyjającą eskapadzie była cykliczna akcja „Polska za pół ceny” czy „weekend za pół ceny”, mniejsza jednak o nazwę. W akcji z grubsza chodzi o to, że atrakcje, hotele i inne obiekty turystyczne otwierają swe podwoje za mniej niż zwykle. Tym sposobem i nie wydając wiele spędziłam – bez przesady – cudowny weekend w Nowym Sączu, a jesienią obrałam azymut na Opolszczyznę.
Połowę weekendu spędziłam w Brzegu (miasteczku z pięknymi ruderami i jeszcze ładniejszym zamkiem), a połowę w Opolu. W tym drugim dzień upłynął mi na zwiedzaniu muzeów. Było wspaniale!
Muzea w Opolu. Wydanie drugie poprawione
Gdybym miała raz jeszcze wybrać się do Opola na museuming (nie mówię nie), to zrobiłabym TO tak jak tu opisałam, a nie jak zrobiłam w listopadzie. Pomna własnych błędów i wypaczeń, poprzestawiałam kolejność zwiedzania. W pierwotnej wersji za dużo było kręcenia się w kółko, a absolutnie karygodnym błędem okazało się zostawienie najciekawszego muzeum w Opolu na koniec.
Zrobiłam to z premedytacją, bo – hm – nie do końca byłam do niego przekonana.
TL;DR czyli muzea w Opolu dla nielubiących czytać
Muzeum Polskiej Piosenki w Opolu – koniecznie (a nawet obowiązkowo)
Smaczek: Muzeum Polskiej Piosenki leży na wyspie. Wyspa nazywa się Pasieka, a z dworca kolejowego Opole Główne pod muzeum idzie się jakieś dwadzieścia minut. Niekoniecznie najszybciej, ale na pewno najładniej bulwarem wzdłuż kanału Młynówka.
Potem hop na drugą stronę po zielonym kratownicowym mostku. Nazywa się Most Groszowy, bo tyle trzeba było wysupłać za przejście, ale to dawne dzieje. Muzeum Polskiej Piosenki jest pięć minut spaceru dalej i, wyobraźcie sobie Moi Drodzy Czytelnicy, że dzieli przestrzeń z amfiteatrem.
TYM amfiteatrem, który przychodzi na myśl na hasło Opole
I (przynajmniej w godzinach funkcjonowania muzeum) nic nie broni do niego dostępu. Więc zajrzyjcie, by ocenić jak real ma się do tego, co widziało się w telewizorze.
(moim zdaniem ma się nie najgorzej, choć to pewnie dlatego, że amfiteatr niedawno musiał przejść remont. Dygresja: nigdy nie zapomnę jak podczas szkolnej wycieczki do Trójmiasta „zwiedzaliśmy” Operę Leśną i wprost w głowie mi się nie mieściło, że Whitney Houston i jej podobni występują na scenie wielkości chustki do nosa, a publika siedzi na parkowych ławkach; działo się to co prawda w zeszłym stuleciu, ale jednak)

Jesteśmy w stolicy polskiej piosenki. Nie ulega kwestii
Pro tip nr 1: Na zwiedzanie Muzeum Polskiej Piosenki zarezerwujcie co najmniej dwie godziny. Powtarzam: co najmniej! Mi na przykład dwie godziny z trudem starczyły na pierwszy poziom. Dalej nie doszłam. I nie doszłabym nawet gdybym miała siły i chęci, bo muzeum zamykali. Dlatego pro tip nr 2 brzmi: nie zostawiajcie Muzeum Polskiej Piosenki na koniec zwiedzania Opola.
O ironio, szłam tu niechętnie i z poczuciem, że na pewno mi się nie spodoba. Bo nie przepadam za naszpikowanymi nowoczesnością muzeami (a to takie jest), polska muzyka rozrywkowa niewiele mnie obchodzi, a klipy to ja sobie mogę pooglądać na jutiubie w domu (BTW kto jeszcze nie subskrybuje mojego kanału?).
A potem odkryłam archiwalne nagrania z Festiwalu Polskiej Piosenki. Jerzego Stuhra zawodzącego, że śpiewać każdy może (można zobaczyć na YT; wiecie że tekst hymnu tych ‘co muszą bo inaczej się uduszą’ Jonasz Kofta napisał na kolanie w noc przed występem Jerzego Stuhra na festiwalu w Opolu w 1977 roku? Aktor zresztą nie miał śpiewać, tylko coś powiedzieć). Nieodżałowanego Andrzeja Zauchę w za dużej marynarce i ze ścierką na głowie w roli „Czarnego Alibaby” (mistrzostwo!). Tekturowe dekoracje jak z kina sf, poliestrową rewię mody. Potem wciągnęłam się w oglądanie dokumentów o laureatach. No i poszło.
Najzabawniejsze w Muzeum Polskiej Piosenki jest to, że zwiedza się je w ciszy
Muzeum Piosenki i cisza to jak, za przeproszeniem, tolerancyjny rasista. A jednak! Na wejściu dostaje się zestaw słuchawkowy, którym podłącza się do ekranów z interesującą zawartością. Tak to działa.
Tylko nogi bolą. W muzeum właściwie nie ma miejsc siedzących, a zmęczone stopy nie są sprzymierzeńcem w zwiedzaniu, które polega na staniu i słuchaniu.
adres: ul. Piastowska 14A | strona www

Wieża Piastowska – tyle zostało z zamku
Wciąż na wyspie Pasieka i nieopodal amfiteatru stoi (jak porządnie naostrzona kredka) Wieża Piastowska. Z tarasu na szczycie zobaczycie pełną panoramę Opola, co samo w sobie jest już dobrym powodem, by się wspiąć te trzydzieści parę metrów. Ale powodem nie jedynym. Wieża Piastowska jest też czymś w rodzaju interaktywnego muzeum Opola czasów piastowskich. Pomysłowo to obmyślono, również pod dzieci. Nawet mnie – starą turystyczną wygę – miło zaskoczono. Ale nic więcej nie napiszę, by nie odbierać Wam zabawy.
Dobra, jedno muszę. Na finał wspinaczki na Wieżę Piastowską ogląda się historyczną panoramę Opola (teraz już nie pamiętam czy z czasów piastowskich czy pruskich; ktoś? coś?), a potem pan przewodnik otwiera wrota i to, co było na zdjęciu można skonfrontować z realem. Powiedzieć, że Opole się nie zmieniło, to nic nie powiedzieć.
Na Wieżę Piastowską wchodzi się z przewodnikiem, w niewielkich grupach. Nie ma z góry określonych godzin wstępu. Zwiedzanie zajmuje ok. 40 minut.
adres: ul. Piastowska 14 | strona www
Tymczasem wracamy na stały ląd
Ale nim pomachamy na do widzenia wyspie Pasieka, proponuję chociaż rzucić okiem na opolską Wenecję. Całkiem ładna, prawda?
➙ CZYTAJ RÓWNIEŻ: Opole to nie jedyne miasto w Polsce z Wenecją
Potem mostem zamkowym na drugą stronę kanału i góra pięć minut marszu przed siebie do Muzeum Śląska Opolskiego. Gdy przetniecie rynek (rzut oka na ratusz; podobieństwo do florenckiego pałacu Vecchio zamierzone), a na krańcu ulicy św. Wojciecha pojawi się fasada kościoła „Na Górce”, będzie znaczyło, że już prawie, prawie jesteście na miejscu.
Muzeum Śląska Opolskiego w Opolu ma trzy oddziały
I kolejny w Górze Św. Anny (Muzeum Czynu Powstańczego). Nim wybierzecie się do któregokolwiek z nich, to wiedzcie, że w poniedziałki i ostatnie niedziele miesiąca nie warto, bo zamknięte. Za to w piątki czynne do 20. Ale tak czy siak, najpierw sprawdźcie godziny otwarcia na stronie muzeum. Są trochę zakręcone.
Pro tip: W czwartki wstęp do Muzeum Śląska Opolskiego jest bezpłatny! A w pozostałe dni opcją dla oszczędnych jest bilet łączony do trzech oddziałów za złotych 20 (i jesteście do przodu o 6 PLN; dane z maja 2020).
Gmach Główny Muzeum Śląska Opolskiego to dwie połączone ze sobą szesnastowieczne kamieniczki
Wnętrze to nowocześnie zorganizowane muzeum historii, sztuki i etnografii opolskiego wycinka Śląska. Ekspozycja z udziałem multimediów, ale bez przesadnych ilości.
(BTW, Opole to bardziej Dolny Śląsk czy Górny Śląsk, a jeśli żaden z nich nie, to jaki? Pytam z ciekawości. Ktokolwiek wie niech da znak w komentarzu)
Co zobaczycie? Przegląd tułowickiej ceramiki (piękna!). Wystawę archeologiczną (urny twarzowe – z noskami, uszami i spojrzeniem wyrażającym nic; w Muzeum Śląska Opolskiego po raz pierwszy zetknęłam się z tym cudnym przejawem starożytnej kultury funeralnej i jestem fanką). Dział dziejów Opola fajnie uzupełniający Wieżę Piastowska. Duża część etnograficzna, chyba moja ulubiona.
Choć nie, najbardziej podobał mi się dział sztuki. Lokalne muzea w tym temacie są niedoceniane, ale ja je uwielbiam. Przede wszystkim za to, że nie przygniatają ilością sztuki i można oddać się detalom. I odkryć twórców, których na próżno szukać gdzie indziej.
➙ CZYTAJ RÓWNIEŻ: Pojechałam do Włocławka oglądać ceramikę, a odkryłam wybitnego przedstawiciela art brut, czyli sztuki ludzi marginesu.
Ale spokojnie, wierchuszkę polskiego malarstwa XIX/XX wieku w Opolu znajdziecie, na czele z Janem Matejką, Olgą Boznańską, Jackiem Malczewskim, Stanisławem Wyspiańskim i Witkacym. Swoją skromną reprezentację ma nawet socrealizm (do którego, wstydź przyznać, mam sporą słabość), ale naj, naj, naj jest „Portret żony z kotem” Konrada Krzyżanowskiego. Kot ma szpiczaste uszy i lekko diaboliczne oblicze, a pani Krzyżanowska tak nieobecną minę, że swobodnie mogłaby robić za mem ilustrujący trudy i nudy siedzenia enty tydzień w domowej kwarantannie. To zresztą nie ostatnie słowo Muzeum Śląska Opolskiego w sprawie sztuki, ale nie uprzedzajmy zdarzeń.
Na zwiedzanie Gmachu Głównego zarezerwujcie co najmniej godzinę, a lepiej półtorej.
adres: Mały Rynek 7
Kamienica Czynszowa
Nie ma do niej wstępu prosto z ulicy. By móc ją zwiedzić wpierw trzeba się zaanonsować w kwaterze głównej Muzeum, tam też kupuje się bilet. Trzeba się też liczyć z chwilą czekania na oprowadzanie. Do Kamienicy Czynszowej wpuszczane są tylko małe grupy, które zwiedzają oddział pod opieką przewodnika.
A do odwiedzenia są trzy piętra, na każdym po dwa mieszkania, a każde mieszkanie urządzone na modłę innych czasów. Najstarsze jest z końca dziewiętnastego, najmłodsze z lat 60. dwudziestego wieku. Co ciekawe kamienicę zaprojektowano z myślą o wynajmie. Co jeszcze ciekawsze początkowo mieszkała w niej klasa średnia, ale z biegiem lat lokatorzy coraz bardziej ubożeli. I kamienica też. Nigdy nie doczekała się w związku z tym modernizacji. Do dziś zachował się więc dziewiętnastowieczny układ mieszkań – ciasnych, ciemnych, niespełna czterdziestometrowych. Ze wspólną toaletą (dwie wygódki na całą czynszówkę) na półpiętrze i bez łazienek. Myto się w kuchni.
„Wyposażenie kamienicy stanowi sumę zakupów dokonanych w ostatnich dwóch latach przez muzeum drogą penetracji rynku antykwarycznego i darów, jakie muzeum otrzymało od mieszkańców Opola.” – wyczytałam na stronie Muzeum (podkreślenie moje; nie mogłam sobie go darować). Na zwiedzanie zarezerwujcie około 40 minut (+ oczekiwanie na wejście).
adres: św. Wojciecha 9
Galeria Muzeum Śląska Opolskiego
Taka niespodzianka! Kto by pomyślał, że coś co nazywa się Galeria Muzeum Śląska Opolskiego w rzeczywistości okaże się galerią Jana Cybisa. Ale pewnie, największa kolekcja obrazów Cybisa w Polsce, to jeszcze nie powód by jego nazwiskiem nazywać galerię, w której de facto pokazywane są tylko jego prace. No ewentualnie artystów z jego kręgu.
Ironizuję, gdyby ktoś się nie domyślił. Ale na miejscu dyrekcji MŚO przemyślałabym jednak tę nazwę.
Jan Cybis urodził się pod Głogówkiem na Opolszczyźnie. W historii sztuki zapisał się jako najważniejszy przedstawiciel ruchu kapistów (kolorystów). W Galerii Muzeum Śląska Opolskiego naraz pokazywane jest około czterdziestu płócien, rysunki i wysmarowany farbami stołek. Na wizytę zarezerwujcie dwadzieścia minut.
adres: ul. Ozimska 10
To nie wszystkie muzea w Opolu
Ale pięć ciągiem to i tak więcej niż przeciętny turysta jest w stanie udźwignąć.
I gdyby nie listopad zostałabym w Opolu dłużej, a kolejnego dnia skoczyła do Muzeum Wsi Opolskiej. Niestety, poza ciepłymi miesiącami skansen w weekendy jest zamknięty.
W Opolu zostałam jednak na noc. Zatrzymałam się w hotelu Mercure Opole naprzeciwko dworca kolejowego. Hotel co prawda najlepsze chwile ma za sobą, ale jest bardzo wygodny (czajnik w pokoju – najważniejsze!). A pod wieloma względami również kultowy – to tu przez lata zatrzymywały się gwiazdy Festiwalu Polskiej Piosenki. To tu Jonasz Kofta na serwetce stworzył „Śpiewać każdy może”.
Ale tego dowiedziałam się dopiero po powrocie do domu. Może to i dobrze, bo jeszcze coś ‘rzuciło by mi się na uszy’, a tak wyspałam się jak suseł. Następnego ranka chwilę po śniadaniu jechałam już pociągiem do Brzegu.
Epilog, czyli co znalazłam tropiąc muzea w Opolu
Street art! Za mało na oddzielny wpis, ale coś w oko wpadło.
Brońmy Swego Opolskiego – najdziwniejszy pomnik patriotyczny. Spróbujcie to przebić.
I bistro, w którym je się jak u mamy, za co ręczy Chuck Norris. Nie sprawdziłam. Powinnam żałować?
Wspięłam się też na Wzgórze Uniwersyteckie, ale mniej dla widoków, a bardziej dla kolekcji rzeźb.
Przydało się?
Postaw mi wirtualną kawę lub udostępnij artykuł znajomym. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
No i zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.
Podobne artykuły
Cześć!

Nazywam się Zofia Jurczak, a to moja strona poświęcona podróżom
Jestem kulturoznawczynią (UJ), stypendystką Miasta Krakowa. Moje koniki to Kraków (napisałam o nim dwie książki), muzea, miasteczka, dziedzictwo kulturowe i historyczne. Kocham Japonię, uwielbiam wyspy. W podróży napędza mnie ciekawość. Na stronie piszę o tym, co mnie kręci.
Więcej