Nigdy nie myśleliście o tym, by wybrać się na weekend do Grazu? Ja też nie, do czasu…
Nie mam na blogu działu podróże inspirowane, a chyba powinnam. Onegdaj opisywałam mój wypad do Szczecina, do którego trafiłam pod wpływem lektury „Sydonia. Słowo się rzekło” Elżbiety Cherezińskiej (jeszcze nawet nie byłam w połowie, a już miałam kupione bilety).
Na Rugii znalazłam się przez reprodukcję „Skał kredowych na Rugii” Caspara Davida Friedricha z podręcznika do polskiego, na który natknęłam się porządkując biurko.
Do Kromieryża pojechałam, bo tamtejszy pałac arcybiskupów zagrał w moim ukochanym „Amadeuszu”. Zresztą do Salzburga też się wybrałam przez Amadeusza, ale już nie tego filmowego, a prawdziwego Wolfganga Mozarta.
I tak dalej. Przykłady turystycznych „zahaczek” (że posłużę się określeniem Joanny Bator) mogłabym mnożyć w nieskończoność. Zwłaszcza, że czasem naprawdę niewiele trzeba, bym wzięła jakieś miejsca na celownik.
Tak było w przypadku Grazu, do którego trafiłam przez… pociąg
Wiedzieliście, że z Krakowa (a także Rzeszowa, Przemyśla i Katowic) codziennie odjeżdża bezpośredni pociąg do Grazu? Bo ja nie miałam pojęcia, dopóki przypadkiem do niego nie wsiadłam w drodze na Śląsk. „Stacja końcowa Graz” zasiało ziarenko ciekawości, które rok później wykiełkowało w mój pobyt w tym mieście.
Do Grazu pojechałam pociągiem i gorąco rekomenduję wam tę opcję. Dodatkowo zafundowałam sobie pierwszą klasę, którą obsługuje megawygodny wagon austriackich kolei. A jeśli los uśmiechnie się do was przy rezerwacji (jak do mnie), to przydzieli miejsce w czteroosobowym przedziale. A to już są warunki, o których nie śniło się pasażerom klasy ekonomicznej żadnego samolotu.
Podróż swoje trwa, ale prawdę mówiąc nie wiem kiedy mi minęła, bo austriackie pociągi to klasa sama w sobie.
Patrzyłam przez okno (widoki na odcinku Graz – Wiedeń są obłędne), słuchałam podcastów, czytałam, urządzałam wycieczki do wagonu restauracyjnego po kawę i okazywałam bilet/jizdenkę/Fahrkarte do kontroli. Po języku w jakim padała ta prośba orientując się, w którym kraju jestem.
Przekraczanie granic pociągiem to niemalże relaksujące doświadczenie. Bez boardingów, gate’ów, odprawiania się na akord, bagaży wyliczonych co do centymetra oraz rozkmin z gatunku czy słoik z pesto to płyn, a parasol przejdzie kontrolę bezpieczeństwa?
Jeszcze nigdy nie czułam się tak bardzo obywatelką Europy, jak podczas tej podróży pociągiem
Wsiadłam w Krakowie i osiem godzin później byłam w stolicy Styrii. Z Grazu bliżej jest na Węgry i do Słowenii niż Wiednia, a jednak powiedziałabym, że z Krakowem więcej łączy go niż dzieli.
(À propos Krakowa, czy wiesz że napisałam przewodnik po jego nieznanych atrakcjach?)
Graz zwiedzałam dwa dni i to jest akurat tyle, by w spacerowym tempie zasmakować w jego niezobowiązującej atmosferze, zobaczyć najważniejsze atrakcje oraz przetestować jego kulinarną scenę.
A na kuchni, kawie (i winie!) to się w Styrii znają. Oj znają.
Zapraszam do lekko subiektywnego przewodnika po Grazu, z którego dowiesz się między innymi:
- Co warto zobaczyć w ciągu weekendu w Grazu? A co jeśli wpadamy do miasta tylko na kilka godzin.
- Punkty widokowe.
- Gdzie szukać noclegu w Grazu? + wypróbowany przeze mnie hotel (świetny!).
- Polecane restauracje, bary i kawiarnie (w tym jedna z obłędnym widokiem).
- Graz Card, czyli sposób by sporo zaoszczędzić na zwiedzaniu atrakcji Grazu.
- Ciekawostki o Grazu.
Stare Miasto w Grazu
Wiedzieliście, że Stare Miasto w Grazu jest na liście światowego dziedzictwa UNESCO?
(wszystkie miejsca z listy UNESCO opisane na blogu znajdziesz tutaj)
Jego poznawanie najlepiej zacząć na Hauptplatz, czyli Rynku Głównym, choć (wybaczcie szczerość) mnie on jakoś szczególnie nie zachwyca. Warto zwrócić uwagę na ratusz (tak habsburski, że bardziej się nie da) i efektownie wykończone elewacje niektórych kamienic. Moje ulubione to te pod numerami 12 i 11, przy której skręcamy w Sporgasse.
Graz to naprawdę stare miasto (pierwsza wzmianka w IX wieku!), ale łagodnie meandrująca ulica Sporgasse jest jeszcze starsza. Równe rzędy kamienic wybudowano wzdłuż pradawnego szlaku wiodącego na Węgry znanego już w czasach rzymskich.
Jeśli odbijemy w prawo, to Hofgasse doprowadzi nas do pozostałości po rezydencji Habsburgów zjedzonej przez budynki władz Styrii. Nie dajcie się jednak zwieść nudnej fasadzie i szlabanom, bo kryją jedną z większych osobliwości Grazu i przy okazji cacuszko architektury gotyckiej – podwójną spiralną klatkę schodową. Spacer po niej (darmowy!) grozi lekkim zawrotem głowy.
Nad wejściem tajemnicze litery AEIOU, którymi „otagowywał” swoje inwestycje deweloperskie żyjący w piętnastym wieku cesarz Fryderyk III. Podobno to skrót od Austriae est imperare orbi universo, czyli z grubsza „Cały świat podlega Austrii”.
Kolejną partię AEIOU znajdziecie po drugiej stronie Hofgasse, w katedrze św. Idziego (Grazer Dom), na której swoje piętno odcisnęła także spółka cesarz Ferdynand II i jezuici. Bo nie wiem, czy wiecie (ja w każdym razie nie miałam pojęcia), że Graz to miasto kontrreformacji.
A Ferdynand II (prócz tego, że był teściem naszego króla Władysława IV) to człowiek, który rozpętał wojnę trzydziestoletnią – najbardziej wyniszczający konflikt nowożytnej Europy. Walka rzymskich katolików z luteranami o supremację na kontynencie pochłonęła miliony ofiar i zrównała z ziemią niepoliczalną ilość miast i osad. I całkowicie zmieniła stosunki w Europie czego konsekwencje są odczuwalne do dziś.
(Świetną powieścią z wojną trzydziestoletnią w tle jest „Tyll” Daniela Kehlmanna)
Rzeczony Ferdynand II zażyczył sobie być pochowanym w Grazu i jego życzeniu uczyniono zadość. Spoczął w mauzoleum obok katedry (Mausoleum Kaiser Ferdinands II).
Graz to miasto ukrytych dziedzińców i pasaży. Mój ulubiony Altstadtpassage łączy Prokopigasse z Herrengasse, przy której znajdziecie kolejną perełkę wśród zabytków Grazu – Grazer Landhaus. Koniecznie musicie zajrzeć na jego arkadowy dziedziniec, na którym można się poczuć jak we Włoszech! Ta dawna siedziba władz Styrii to jeden z najlepszych przykładów renesansowej architektury w Austrii.
A stąd już tylko krok do słynnej Zbrojowni, bez zwiedzania której wizyta w Grazu trochę się jakby nie liczy.
Styryjska Zbrojownia (Landeszeughaus Graz)
Najbardziej zaskakująca atrakcja Grazu? Bez dwóch zdań Zbrojownia. Co piszę ja, osoba, dla której wystawy broni są równie interesujące jak warsztaty samochodowe. Mówiąc wprost: No me gusta. Ale arsenał w Grazu jest miejscem wyjątkowym przez duże „W”.
Mniejsza też o to, że uznawany jest za jeden z największych na świecie. Choć przyznaję, że ilość zgromadzonych sprzętów robi piorunujące wrażenie. Zwiedzając Landeszeughaus Graz zobaczycie ponad 30 tysięcy sztuk wojskowego ekwipunku. Od broni palnej (najstarsze strzelby!) i białej, przez armaty, po zbroje o różnych krojach i dekorach. Najstarsze sprzed ponad 500 lat, najmłodsze z XVIII wieku.
Nie, to wciąż nie to. Dla mnie w Landeszeughaus Graz najciekawsza była autentyczność. Muzeum utworzono bowiem w prawdziwym, historycznym arsenale. Wybudowana między 1642 a 1647 r. zbrojownia była jednym z najważniejszych składów wojskowego ekwipunku w Imperium Habsburgów. Dlaczego w Grazu? Bo jako miasto przygraniczne był wiecznie narażony na najazdy (a to węgierskich rebeliantów, a to najeźdźców z Imperium Osmańskiego).
Na początku XVIII w. przestała być potrzebna, co przypieczętowała decyzja cesarzowej Marii Teresy. Ale dzięki czujności władz lokalnych, budynek ani na sekundę nie zmienił funkcji. Już wtedy (przypominam: XVIII wiek!) zbrojownię wraz z wyposażeniem uznano za pomnik historii.
Landeszeughaus Graz otwarto dla publiczności w 1882 roku i od tamtej pory we wnętrzach wprowadzono kosmetyczne zmiany. Stąpa się więc po oryginalnych podłogach, przedpotopowa broń spoczywa na równie zabytkowych stojakach, a skąpe oświetlenie wnętrz odtwarza atmosferę sprzed kilkuset lat.
Fun fact: Najcięższa zbroja w zbiorach Landeszeughaus Graz waży 41 kilogramów (standardowa ok. 12 kilogramów). Latem jej wnętrze rozgrzewało się do 60 stopni.
Bilety do Styryjskiej Zbrojowni w Grazu kupisz tutaj.
Wzgórze Zamkowe (Schlossberg Graz)
Graz, który nazwę zawdzięcza zamkowi (od gradec, co po słoweńsku oznaczać ma mały zamek)… nie ma żadnego zamku! Przez Napoleona.
Ale wcale nie przez jego armaty. Twierdza na Wzgórzu Zamkowym nigdy nie została zdobyta, także wojska napoleońskie nie miały z nią szans. Bonaparte pozbył się jej w bardziej wyrafinowany sposób.
Gdy w 1809 r. zajął stolicę Austrii użył drobnego szantażu: Albo wszystkie fortyfikacje zostaną w Grazu zrównane z ziemią, albo zniszczę Wiedeń. Jak się domyślacie, to Wiedeń na tym dealu wyszedł lepiej.
Zamek zniknął z panoramy Grazu, ale na Schlossberg nie zostały po nim drobne pozostałości. Kazamaty (obecnie część Graz Museum Schlossberg – niewielkiego, ale ciekawie zorganizowanego muzeum przybliżającego dzieje wzgórza) oraz dwie wieże: dzwonnica i zegarowa (Uhrturm). Ta druga to symbol Grazu, widoczny właściwie zewsząd.
Fun fact: Rzut oka na Uhrturm, by się zorientować, że coś tu nie gra. Wskazówka godzinowa jest dłuższa niż minutowa. W Austrii mają inne zegary? W żadnym razie. To ślad przeszłości. Pierwotnie wieża zegarowa miała tylko jedną wskazówkę, tę godzinową. Musiała być na tyle duża, by w czasie bez zegarków była widoczna z wielu miejsc w Grazu.
Szkoda zamku, wiadomo, ale z perspektywy czasu wywalenie spraw wojskowych na dobre Schlossberg wyszło. Dziś to teren spacerowy ze wspaniałą panoramą Grazu. Jest tylko jeden haczyk – trzeba na to Wzgórze Zamkowe jakoś się wdrapać.
Jak się dostać na Wzgórze Zamkowe w Grazu?
Do wyboru są trzy sposoby.
Kto wspinał się schodami na Kriegssteig zrozumie dlaczego Schlossberg nigdy nie zdobyto. Do pokonania jest 260 schodów. Na równi malowniczych co stromych, a prowadzą prosto pod wieżę zegarową. Plusy? To opcja darmowa.
Można też inaczej – stuletnią kolejką linowo-terenową Schlossbergbahn, która wjeżdża po zboczu o nachyleniu 60% (dla porównania kolejka na Gubałówkę pokonuje 23%).
Funikular w Grazu kursuje co kwadrans, a bilet za tę małą przyjemność kosztuje 3 EUR (co zrobić, by z kolejki skorzystać za darmo zdradzam w części artykułu poświęconej Graz Card).
Dla mnie przejażdżka Schlossbergbahn to top 5 atrakcji Grazu.
Jest jeszcze opcja numer 3: winda. Najszybsza, ale też pozbawiona widoków. Łączy Schlossberg Platz z Wieżą Zegarową.
Wyspa na Murze i przyjazny kosmita
Porozmawiajmy o nowoczesnej architekturze, bo i taką znajdziecie spacerując po starym mieście Grazu. Aczkolwiek, by w pełni docenić zamysł architektów oraz (hm) niebanalną formę obiektów, warto rzucić na nie okiem z Góry Zamkowej.
Oba obiekty pojawiły się w 2003 roku, gdy Graz był Europejską Stolicą Kultury. Minęło dwadzieścia lat, a one (jak na porządną architekturę współczesną przystało!) nadal wzbudzają kontrowersje. Zwłaszcza lekko surrealistyczna siedziba Kunsthaus Graz, wystawiającego sztukę powstałą po 1960 roku.
Projektanci galerii (Peter Cook i Colin Fournier) pokrytą niebieskim pleksi obłą bryłę nazwali „friendly alien”, czyli przyjaznym kosmitą, ale w Kunsthaus Graz każdy widzi co innego. Ja krowie wymię (z góry) oraz łódź podwodną, która osiadła na mieliźnie dachów (to gdy na Kunsthaus patrzę z poziomu ulicy). Ale co osoba, to inne skojarzenie (chętnie poznam Wasze) i… bardzo dobrze! Bo o to chodzi w architekturze współczesnej, by każdy widział w niej co chce.
Będę namawiać, by „friendly alien” poznać także od środka. Tym bardziej, że Kunsthaus Graz w oryginalnej przestrzeni wystawienniczej pokazuje m.in. prace mało znanych w Polsce artystów z terenów byłej Jugosławii. A po zwiedzaniu koniecznie zajrzyjcie do kafeterii na parterze, o której więcej piszę w sekcji kulinarnej tego subiektywnego przewodnika po Grazu.
Bilet wstępu do Kunsthaus Graz kupisz tutaj.
Z Kunsthausu jest dosłownie krok nad rzekę Mur i trzy kroki do drugiego ikonicznego obiektu, który Graz zyskał będąc Europejską Stolicą Kultury – Murinsel, czyli Wyspy Mur. Wyspy, co trzeba dodać, pływającej (w zależności od poziomu wody konstrukcja wznosi się lub opada) i połączonej z przeciwległymi brzegami kładkami dla pieszych i rowerzystów.
Miska, która zmienia się w kopułę, która zmienia się w miskę – tak Murinsel opisał jej projektant Vito Acconci. Idąc tym tropem – miska jest amfiteatrem, a kopuła kryje kawiarnię.
Lend, czyli Graz mniej znany (a na pewno mniej popularny)
A skoro już jesteśmy przy Kunstahusie, to nie spałabym spokojnie gdybym nie wysłała was na spacer po Lendzie – czarującej dzielnicy raczej omijanej przez turystów. Tymczasem wystarczy zanurkować w Mariahilfer Strasse na tyłach Kunsthausu.
Lend jest jak rewers starówki na drugim brzegu Mury. Bez habsburskiej pompy i okazałej architektury, za to z uroczymi domkami i klimatem małego miasta. Te dawne przedmieścia zamieszkiwali drobni rzemieślnicy, później Lend był dzielnicą czerwonych latarni (jeden z lokali nadal ma szyld „Night Club” – pisownia oryginalna – przypominający o tym fakcie).
Teraz to mekka fanów knajpek z niezobowiązującym klimatem, galerii lokalnych artystów i rękodzielników oraz sklepików niszowych marek i vintage shopów. Jeśli szukacie oryginalnych pamiątek z Grazu Lend jest najlepszym adresem, by je znaleźć.
Szczególnej uwadze polecam sklep tag.werk z torbami szytymi przez młodych ludzi, którzy znajdują się w ciężkiej sytuacji materialnej lub społecznej.
Do tego dorzucam targ (Bauernmarkt Lendplatz), na którym do południa okoliczni rolnicy sprzedają swoje produkty, wieczorem można wpaść na drinka i coś na ząb (a latem w każdą środę potańczyć salsę do muzyki na żywo). Koniecznie też odnajdźcie ukryte przejście między Afritschgasse a Mariahilfer przez klasztorny dziedziniec.
Polecajki gastronomiczne z dzielnicy Lend znajdziecie w sekcji kulinarnej.
Pałac i park Eggenberg (Schloss Eggenberg)
Wreszcie miejsce, w którym zakochałam się po uszy: barokowy pałac i park Eggenberg – kolejne miejsce w Grazu z wpisem na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Na nieszczęście podczas mojej wizyty rozpętał się jakiś deszczowy Armagedon, parkowe alejki zmieniły się w potoki i nie dane mi było nacieszyć się urokami parku, ani towarzystwem pawi (których park Eggenberg zamieszkuje pokaźne stadko) tyle ile bym sobie życzyła.
Na nieszczęście dla was – we wnętrzach pałacu nie można robić zdjęć. A wnętrza są wspaniałe. Książę Hans Ulrich von Eggenberg i jego następcy nie szczędzili grosza na ozdobienie hektarów ścian i sufitów. W Schloss Eggenberg trudno znaleźć centymetr powierzchni nie przykryty malowidłem lub tkaniną.
Ale to nie bogaty program dekoracyjny komnat reprezentacyjnych sprawił, że zwiedzania Eggenbergu nigdy nie zapomnę, a brak prądu. Komnat reprezentacyjnych nigdy nie zelektryfikowano! Nie ma też ogrzewania, co sprawia że pałac udostępniany jest tylko od kwietnia do października. Raz w miesiącu organizowane jest zwiedzanie przy świetle setek świec. Od kiedy się o tym dowiedziałam fantazjuję o powrocie do Eggenbergu (choć zwiedzanie z latarką i ulewą za oknem też miało urok).
Na komnatach zwiedzanie Pałacu Eggenberg się nie kończy. Polecam uwadze Galerię Malarstwa od XIII do XVIII wieku (Alte Galerie). Wspaniała, esencjonalna wystawa z ciekawą narracją, która pomaga umieścić prezentowane prace na tle dziejów Styrii, czy szerzej Europy. Aczkolwiek największym rarytasem (dla mnie!) okazał się maleńki portrecik Sofonisby Anguissoli.
Prócz tego na terenie Schloss Eggenberg zwiedzicie Gabinet Numizmatyczny, Muzeum Archeologiczne oraz Ogród Planetarny.
Informacje praktyczne: Wstęp na teren parku jest płatny (ale dla posiadaczy Graz Card już nie). Na miejscu toaleta i kawiarnia. Z Hauptplatz do Eggenberg najwygodniej podjechać tramwajem linii 1. Można też się przespacerować, ale zajmie to ok. 45 minut.
Graz kulinarnie. Polecane restauracje i kawiarnie
Der Steirer (Belgiergasse 1, okolice Kunsthaus)
Mój numer jeden w Grazu, restauracja serwująca kuchnię styryjską. Menu, prócz kilku austriackich klasyków, zmienia się sezonowo. Bazuje na składnikach od lokalnych dostawców. W Der Steirer karmią wybornie, porcje są obfite, a obsługa jest wybitnie uprzejma i pomocna, także w kwestii doboru wina do posiłku (a wina styryjskie to jest niebo). Rekomenduję rezerwację.
Martin Auer (m.in. Hauptplatz 12)
Sieć lokalnych piekarni, przy Hauptplatz dodatkowo mają okienko z kanapkami i kawiarnię, w której piłam najlepszą kawę w Grazu.
Freiblick Tagescafé (Sackstraße 7–13, okolica Hauptplatz)
Jeśli macie ochotę na kawę albo posiłek z widokiem na dachy Grazu oraz Wzgórze Zamkowe, to Freiblick na dachu domu towarowego Kastner & Öhler was nie zawiedzie. Zawodu nie sprawią też serwowane tu śniadania i lunche. Warto rezerwować stolik.
Słówko należy się też domowi towarowemu Kastner & Öhler z ponad stuletnią tradycją i operowym wystrojem (za który odpowiada zresztą duet wiedeńskich architektów, którzy wcześniej projektowali operę w Grazu). Nawet jeśli nie planujecie zakupów warto się po prostu przespacerować po piętrach, bo domy towarowe z takim rozmachem to zjawisko nie występujące w Polsce.
Bo Suppe (Josefigasse 11, dzielnica Lend)
Okienko z zupami, zawsze kilka opcji do wyboru. Ceny niewygórowane. Wszystkie składniki, które lądują w garnkach Bo codziennie kupuje u rolników na targu Lendplatz, który znajduje się trzy kroki od okienka.
Kunsthauscafe (Südtiroler Pl. 2, w budynku Kunsthaus)
Muzealna kafeteria z rozbudowaną kartą pełną opcji śniadaniowych, lunchowych i kanapek. Do tego bardzo dobra kawa.
Tribeka (m.in. Kaiserfeldgasse 6, okolica Hauptplatz)
Sieć lokalnych kawiarń z własną palarnią kawy i pycha ciachami, nowoczesny (hipsterski?) wystrój i niezobowiązujący klimat. Miejsce okupowane przez studentów. Bo, o czym jeszcze nie wspominałam, Graz to miasto bardzo studenckie, co cudownie przekłada się na jego wyluzowany klimat.
Trash Panda (Lendplatz; dzielnica Lend)
Na wieczornego drinka (także bezapkoholowego). Trash Panda to jedno ze stoisk gastronomicznych pod gołym niebem na Lendplatz. Serwuje lokalne piwa, wina i autorskie drinki, także w wersji bezalkoholowej. Próbowałam tajemniczej mikstury na bazie jeżyn i aquafaby (tak, tak, wody spod ciecierzycy). Była pyszna, kwaśna i zaskakująca z każdym łykiem.
Graz Card – darmowe zwiedzanie i transport miejski
Graz zwiedzałam z Graz Card – miejskim biletem, który nie tylko umożliwia bezpłatny wstęp do wszystkich opisanych w tekście muzeów i galerii (oraz kilku innych nieopisanych), a także parku i pałacu Eggenberg. To świetna opcja, jeśli planujecie intensywnie zwiedzać Graz, bo można to i owo zaoszczędzić na wstępach. Ale nie tylko.
Z Graz Card możecie także korzystać do oporu z transportu miejskiego (co przyda się zwłaszcza, jeśli planujecie zwiedzanie Eggenberg), który sam w sobie jest zaskakująco drogi. Nie będziecie też potrzebować biletów na kolejkę linową ani windę na Schlossberg.
A w bonusie posiadacze karty za free zwiedzają stare miasto z przewodnikiem. Wycieczki odbywają się codziennie, przez większą część roku także po angielsku. Uwaga! Chęć udziału należy wcześniej zgłosić, by zarezerwować sobie miejsce.
Graz Card występuje w wariantach 24, 48 i 72 godziny (w cenie jest także dwójka dzieci do 15 roku życia).
Można ją kupić m.in. na dworcu kolejowym w kasie ÖBB (austriacki odpowiednik PKP) czy informacji turystycznej przy Herrengasse 16.
Polecany nocleg w Grazu
Podczas pobytu w Grazu nocowałam w Grand Hôtel Wiesler – nowocześnie urządzonym hotelu z tradycjami (założony w 1870 roku) nad Murą, minutę od Kunsthausu.
Wygodne łóżko, obszerny pokój, wysokiej klasy kosmetyki i bogaty bufet śniadaniowy (z kawą serwowaną przez baristę), to tylko niektóre z powodów, dla których warto się tu zatrzymać. Dorzucam jeszcze restaurację Salon Marie (otwarta także dla gości spoza hotelu) z międzynarodową kuchnią i wyborem lokalnych win i piw.
(A jeśli serce mocniej bije wam na hasło „secesja” to poproście w recepcji o możliwość zobaczenia sali konferencyjnej Frühling z cudowną ceramiczną dekoracją Leopolda Forstera, która przypomina prace Klimta).
Nocleg w hotelu Grand Hôtel Wiesler zarezerwujesz tutaj.
Jeżeli nad bliskość starego miasta i klimat hotelu przekładacie cenę, to polecam ten aparthotel (pokoje z aneksami kuchennymi) pół godziny spacerem od Hauptplatz.
Przyzwoite warunki w niezłej (jak na Graz) cenie i w świetnej lokalizacji oferuje z kolei ten hotel w dzielnicy Lend.
Artykuł powstał w ramach wyjazdu prasowego we współpracy z Graz Tourismus. Danke!
* Niektóre linki w tekście są afiliacyjne.
Przydało się? Udostępnij znajomym!
Postaw mi wirtualną kawę. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
Zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.
DZIĘKUJĘ!
Podobne artykuły
Cześć!
Nazywam się Zofia Jurczak, a to moja strona poświęcona podróżom
Jestem kulturoznawczynią (UJ), stypendystką Miasta Krakowa. Moje koniki to Kraków (napisałam o nim dwie książki), muzea, miasteczka, dziedzictwo kulturowe i historyczne. Kocham Japonię, uwielbiam wyspy. W podróży napędza mnie ciekawość. Na stronie piszę o tym, co mnie kręci.
Więcej