Co zwiedzić w Brodnicy? Największe atrakcje Brodnicy? Zabytki Brodnicy, które musisz zobaczyć? Na próżno szukać odpowiedzi na te palące kwestie w całym bożym świecie internecie. Najwyższa pora to zmienić!
Brodnicę odwiedziłam w ramach mojego projektu turystyki nieoczywistej 12 miast w 12 miesięcy. Założenia: raz w miesiącu jadę transportem publicznym do miasta spoza pierwszej ligi i testuję jego atrakcje (zwłaszcza kulturalne), infrastrukturę turystyczną i kawiarnie, a także tropię ciekawą architekturę. Dotychczas byłam w: Kielcach, Jaworznie, Tomaszowie Mazowieckim, Jędrzejowie, Będzinie, Olkuszu i Radomiu.
12 miast w 12 miesięcy tym razem ściągnęło mnie do Brodnicy (województwo kujawsko-pomorskie, gdyby ktoś pytał). Wróć. Do Brodnicy przyciągnęła mnie królewna Anna Wazówna (Do Golubia-Dobrzynia zresztą też), ale chytrze uznałam, że upiekę dwa wpisy na jednym mieście.
Do czego zresztą Brodnica – jako miasto, przez które raczej się przejeżdża (np. w drodze z Torunia do Olsztyna) niż doń zajeżdża – doskonale się nadaje. Wiem co piszę, bo sama zrobiłam to nieskończoną ilość razy. Przejechałam. Bo zajechałam dopiero teraz.
Oto wyciąg z badań terenowych pt. Miasto Brodnica i jej atrakcje turystyczne.
[SPOILER] Gdyby istniał ranking miast z najwyższym procentem „miejsc, które są, i jednocześnie ich nie ma” Brodnica zajęłaby w nim czołową lokatę. [/SPOILER]
➙ CZYTAJ RÓWNIEŻ: Skręć w drogę bez nazwy: odkrywamy ziemię lubawską! (20 kilometrów od Brodnicy!)
Komu w drogę temu autosan do Brodnicy
Dojazd zbiorkomem to obowiązkowy punkt programu każdej wypraw a’la ‘12 miast w 12 miesięcy’. Od założeń odstępstw nie ma. Do Brodnicy przyjeżdżam więc pekaesem – prawdziwym, oldskulowym autosanem.
Siłą rozpędu zwiedzanie zaczynam od dworca autobusowego, pierwszego z listy miejsc, które są, ale ich nie ma. Akurat dworca nie ma, bo zjadła go galeria handlowa (najpierw market spożywczy, potem galeria, bo zjadanie odbywało się na raty, ale mniejsza o szczegóły).
A dosłownie za pekaesem atrakcja (tylko?) dla fanów kryminałów Katarzyny Puzyńskiej (hasło wywoławcze: saga o policjantach z Lipowa) – brodnicka komenda. Zwiedzanie posterunku pozostawię jednak innym śmiałkom, bo mnie wzywa co innego.
Przystanek pierwszy: zamek krzyżacki, którego nie ma
Brzmi to cokolwiek dziwnie, ale w Brodnicy naprawdę jest zamek, którego nie ma.
Ze średniowiecznej warowni i siedziby krzyżackich komturów przetrwała wieża oraz piwnice (ul. Zamkowa 1). Jedno i drugie można zwiedzać.
Wieża zamkowa to obowiązkowy punkt zwiedzania Brodnicy. 54 metry wysokości (to pi razy oko osiemnaście pięter, ale aż na sam czubek się nie wchodzi) po stromych (miejscami niebezpiecznie przypominającymi drabinę) schodach nie w kij dmuchał, ale panorama miasta i doliny Drwęcy warta jest zadyszki.
Lepszego punktu widokowego na Brodnicę nie znajdziecie.
Co innego zwiedzanie zamkowych piwnic. Te pozostawiłabym chętnym i zainteresowanym owocami lokalnych wykopalisk (ze szczególnym uwzględnieniem potłuczonych garnków i grotów bełtów, których Brodnica ponoć ma największą kolekcję w Europie).
Ale podziemia mają jeszcze coś – kawiarnię w lapidarium. Miejsce niezwykłe! Bez dwóch zdań. Kawa (cóż, przeciętna) pod gotyckim sklepieniem, wśród rozczłonkowanych rzeźb, pokawałkowanych maswerków i innych bliżej niezidentyfikowanych fragmentów dawnej zamkowej kaplicy to osobliwe przeżycie. Wiem co piszę.
Przystanek drugi: pałac Wazówny, który pałacem Wazówny nie jest
Tuż obok zamku, dokładnie po drugiej stronie ulicy (nomen omen) Zamkowej stoi kolejny brodnicki zabytek. „Zabytek” właściwie.
Albowiem pałac królewny Anny Wazówny (i kolejnych brodnickich starostów) jest pałacem Wazówny (i reszty starostów) tylko z nazwy. W rzeczywistości to skromna dwudziestowieczna odbudowa. Autentyczny pałac spłonął w 45 roku. Wierzę, że Państwo domyślą się kto puścił go z dymem.
Pałac Wazówny dziś zajmują do spółki biblioteka i USC. W sąsiedztwie zachował się solidny kawałek muru arkadowego, a tuż przed wejściem stoi współczesny pomnik królewny.
Ruszam dalej. Ku kolejnemu oddziałowi Muzeum w Brodnicy.
Przystanek trzeci: mezolit na dioramie
No bo tak. Można za 5 złotych wejść na zamkową wieżę, albo za złotych dziesięć nabyć karnet, który otwiera drzwi wszystkich oddziałów Muzeum w Brodnicy. A oddziały są trzy (włącznie z zamkiem), w dodatku każdy ulokowany w ciekawym budynku – zabytku. Więc warto.
Tak trafiam do Centrum Edukacji Ekologicznej w renesansowym spichlerzu (ul. św. Jakuba 1), a tam cuda dziwy: coś jakby mini Panorama Racławicka, tyle że bez Racławic, za to z wioską myśliwską z mezolitu (czytaj: sprzed dziesięciu tysięcy lat).
Wszystko można dotykać, no może poza wypchaną sarną. Do namiotu też można wejść. – zachęcała mnie asystentka muzealna.
Chyba wczołgać. – w myślach dopowiedziałam ja.
Ale hola, powstrzymajcie swą wyobraźnię, to nie tak, że w Brodnicy artefakty z mezolitu są na wyciągnięcie każdej brudnej łapy. To rekonstrukcje.
Kolejne piętra spichlerzu to już współczesna fauna i flora Pojezierza Brodnickiego. Część nawet żywa. No wiecie, sumy (tu albinosy), węgorze, liny, szczupaki i takie tam pływają w kilku akwariach. Wypchane zwierzęta też są. A z rzeczy zdumiewających osprzęt kłusowniczy: agregat prądotwórczy do ogłuszania ryb.
Przystanek czwarty: Brama Chełmińska
Czternasty wiek, gotyk, wystawy czasowe – to o oddziale w Bramie Chełmińskiej (Mały Rynek 4) wiedzieć trzeba.
Natomiast najwyraźniej nie trzeba wiedzieć co aktualnie jest tam wystawiane. Na stronie Muzeum w Brodnicy (ostatni raz aktualizowanej jakieś dwa lata temu) na próżno szukać takich informacji.
Ergo w Bramie Chełmińskiej ogląda się wystawy-niespodzianki! Mi trafiły się następujące:
Niespodzianka numer 1: ordery (był Virtuti Militari, nie było Orderu Podwiązki)
Niespodzianka numer 2: retrospektywa malarstwa lokalnego twórcy na okoliczność dziewięćdziesiątych urodzin.
Obie, nie powiem, ciekawe.
Kończąc temat Muzeum w Brodnicy: od 15 maja do 15 września można je zwiedzać siedem dni w tygodniu (tak, nawet w poniedziałki!) od 10 do 17. Poza sezonem czynne krócej i zamknięte w poniedziałki. Szczegóły na stronie.
Ale dość wystaw i muzeów, pora na słynny brodnicki rynek.
Przystanek piąty: Trójkątny Rynek (dla niepoznaki nazywany dużym)
Rynek słynny, bo trójkątny. A niewiele takich w Polsce (i na świecie) mamy. Na pewno Łowicz i Jaworzno. No i Brodnica. Kto da więcej?
Dlaczego trójkąt, a nie prostokąt (jak na porządne, lokowane przecież na prawie magdeburskim miasto przystało)? A żebym to ja wiedziała. Nie dokopałam się do żadnego sensownego wytłumaczenia. Jedyne co znalazłam, to legendę jakoby kształt brodnickiego rynku wziął się od boskiej kielni, którą sam Wielki Budowniczy nieopatrznie zostawił i poszedł kontemplować meandry Drwęcy.
Nasz trójkątny rynek robi przyjemne wrażenie. Można sobie pomoczyć nogi w fontannie, pokontemplować landrynkowe fasady kamienic lub (jeśli ktoś ma taki kaprys) dotrzymać towarzystwa smutnemu powstańcowi listopadowemu (pomnik-ławeczka – checked).
[tryb maruda: ON] Byłoby jednak znacznie milej gdyby nie gastronomiczna bieda i niekończące się potoki samochodów. [tryb maruda: OFF]
Aktualizacja! Podczas ostatniej wizyty w Brodnicy odkryłam Starówkę (Duży Rynek 34) – przytulne bistro z menu, które zdaje się zadowoli każdą marudę. W menu obecne także opcje wege (burgery, makarony) oraz dania lokalne (czernina dla odważnych, a kluski ziemniaczane dla wszystkich – danie z gatunku „brzydkie, ale dobre”).
Na Dużym Rynku odhaczamy też kolejną pozycję z listy ‘jest ale nie ma’ – gotycki ratusz, z którego został fragment ściany szczytowej i wieża z zegarem.
I teraz, tylko szczerze, gdzie indziej takie cudo znajdziecie?
Brodnica przystanek szósty: Rynek od zaplecza
Zaplecze brodnickiego rynku wcale nie mniej ciekawe. Średniowieczny układ ulic widoczny jest na dłoni. Wprawne oko wypatrzy też kilka szachulcowych domków, trochę czerwonej cegły i malowniczych ruderek.
W obrębie dawnych murów (ich przebieg wyznacza Drwęca i ulica Przykop) znajdziecie też pozostałość kolejnej bramy miejskiej (Wieża Mazurska; ul. Kościuszki 12) i jeszcze jeden spichlerz (szachulec plus czerwona cegła; aktualnie pub czy coś w tym guście; ul. Wodna 3).
A’propos ulicy Przykop i literatury przez duże L. Podróż Aleksandra Sołżenicyna w stronę Archipelagu GUŁag zaczęła się w Brodnicy. W 1945 roku NKWD więzi go w kamienicy pod numerem 3. Jak przyszły noblista trafił do piwnicy w Brodnicy można przeczytać tu.
Nad starym miastem góruje imponująca sylweta brodnickiej fary – gotyckiego kościoła św. Katarzyny. Którego, jak na złość, ani porządnie nie sfotografowałam (taki duży, że nie mieści się w kadrze), ani nie zwiedziłam. Sorry Batory, ale w czasie pogrzebu po prostu nie wypada.
Pro tip dla miłośników second handów: Pasaż Handlowy na Dużym Rynku pod numerem 13 skrywa trzy lumpeksy; kolejny o wdzięcznej nazwie Pewex na ul. Pocztowej.
Dla miłośników niszowych atrakcji przystanek siódmy: Piramida
Zwiedzanie Brodnicy powoli ma się ku końcowi.
Na deser funduję sobie przechadzkę parkiem wzdłuż Drwęcy.
Rzut oka na kościół Franciszkanów (już po powrocie doczytam, że w podziemiach spoczywa kilkudziesięciu zmumifikowanych Brodniczan, ale nie mam bladego pojęcia czy i jak można tam zajrzeć). I kolejny na neogotycki sąd rejonowy (czerwona cegła budzi respekt, nie ma co).
Mój cel – trzymetrowa piramida z kamiennych ciosów – ukrywa się po drugiej stronie ulicy Sądowej. W krzakach nieopodal stacji benzynowej.
Wewnątrz spoczywa ofiara przywleczonej przez powstańców listopadowych cholery. Leopold Friedrich Dittmer był lekarzem. I masonem. Stąd taki właśnie grobowiec – piramida to symboliczna brama do wieczności. I coś w tym musi być, bo grób Dittmera jeden jedyny zachował się z dawnego cmentarza ewangelickiego.
A jeśli Brodnica…
To nie zapomnij zajrzeć też do pobliskich Nowego Miasta Lubawskiego, Kurzętnika i Golubia-Dobrzynia.
PS A pozostałe miasta z cyklu 12 miast w 12 miesięcy tutaj
Podobało się?
Postaw mi wirtualną kawę lub udostępnij artykuł znajomym. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
No i zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.
Podobne artykuły
Cześć!

Nazywam się Zofia Jurczak, a to moja strona poświęcona podróżom
Jestem kulturoznawczynią (UJ), stypendystką Miasta Krakowa. Moje koniki to Kraków (napisałam o nim dwie książki), muzea, miasteczka, dziedzictwo kulturowe i historyczne. Kocham Japonię, uwielbiam wyspy. W podróży napędza mnie ciekawość. Na stronie piszę o tym, co mnie kręci.
Więcej