Jeśli zastanawiasz się czy w Edynburgu warto zwiedzić królewski jacht HMY Britannia, to owszem, warto. I to nawet bardzo!
Niezależnie czy jesteś fanem monarchii, czy nie, zwiedzanie royal yacht będzie wyjątkowym doświadczeniem, również dlatego, że HMY Britannia zwiedza się ze (świetnym!) audioprzewodnikiem po polsku!
Czytaj również: jeśli Szkocja, to Highlands! Zamki, góry i jeziora w wersji dla niezmotoryzowanych
HMY Britannia – taki sobie mały jachcik. Not
Raczej pływająca rezydencja. Jednak kto spodziewał się złota, alabastrów czy jakichkolwiek ekstrawagancji będzie zawiedziony.
Brytania to dziecko ciężkich lat powojennych. Jacht urządzono z prostotą a’la wiejska rezydencja. Czytaj: zwyczajnie. Nawet bardzo zwyczajnie, jeśli wnętrza porówna się przepychem innych królewskich rezydencji. Ale zwiedzanie HMY Britannia daje coś, czego nie zobaczycie ani w Buckingham, ani w Holyrood, ani nigdzie indziej: prywatne komnaty (dobra, kajuty).
Na Brytanii royalsom zagląda się do sypialni
I tak Elżbieta II i książę Filip mieli osobne sypialnie i osobne gabinety. Pierwsze podwójne łóżko (i uwierzcie mi wcale nie king size) pojawiło się dopiero na okoliczność podróży poślubnej Diany i Karola w 1981 roku. Księżna i książę Walii szesnaście dni pływali po Morzu Śródziemnym. Kolejną parą, która zrobiła użytek z łóżka na statku był książę Andrzej i Fergie. Oni z kolei bujali się po Azorach.
Dla porządku dodam, że przed nastaniem podwójnego łóżka na pokładzie HMY Britannia, jacht był wykorzystywany również przez innych nowożeńców.
Jeden dzień z życia Jej Królewskiej Mości (podejrzewam, że nie tylko na HMY Britannia)
Kochane niedoszłe księżniczki wiedzcie, że bycie królową to ciężki kawałek chleba, co piszę bez przekąsu. Monarszy plan dnia nie przewiduje zbyt wiele przestrzeni na spontan i słodkie nicnierobienie. Nawet na wakacjach nie pośpisz sobie kapkę dłużej.
Dzień Elżbiety II na Brytanii wyglądał tak:
Pobudka o 7:30. Filiżanka herbaty z mlekiem, ale bez cukru. Potem kąpiel. Woda w wannie ma z góry ustaloną temperaturę. Nie wiem jaką, ale wiem, że pokojowa królowej czuwała nad nią z termometrem w ręce.
Fun facts: W ramach cięcia kosztów na Brytanii spało się w pościeli z bieliźniarki królowej Wiktorii.
Śniadanie o 8:30 w pokoju słonecznym.
Od 9.15 do 11 Królowa jest w pracy. Na HMY Britannia miała przytulny gabinecik z biurkiem, telefonem (telefoniszczem właściwie, bo royal yacht – przypomnę – to dziecko początku lat 50.). Potem pół godziny na kawę i ciąg dalszy przewalania papierów.
O 13 rodzinny lunch w jadalni.
Od 14:30 jej królewska mość odpisuje na prywatną korespondencję
O 17 popołudniowa herbatka w pokoju słonecznym. Na stół wjeżdżają kanapeczki z wędzonym łosiem i ogórkiem, ciastka oraz najlepsza porcelana.
O 18 robi się ciekawie. Królowa wspólnie z garderobianą wybiera kreacje i biżuterię na wieczór. A miała w czym przebierać, bo w każdy rejs zabierała pięć (!!!) ton bagażu (w tym, prócz ciuchów i klejnotów, zapas ulubionej wody mineralnej Malvern, bez której nie ruszała się zagranicę). W podróży towarzyszyło jej również 45 członków dworu (bo kto bogatemu zabroni podróży z własnym chirurgiem i detektywem?).
Na obmyślanie w co ubrać się na kolację w grafiku Elżbiety II zarezerwowano godzinę. O 19:30 na HMY Britannia drinkiem oficjalnie odpalano wieczór.
Godzina 20: podano obiad! Ile miał dań? Tego nie wiem, ale wiem, że królowa przy pomocy małego dzwoneczka sterowała ceremonią spożywania. Dzyń, dzyń, dzyń, oznaczało, że nie ma zmiłuj, kończymy zupę. I nie ważne, że smakuje i jeszcze nie skończyłeś.
Po 21:30 już tylko przyjemności: kawa (serio o tej porze?), likiery i miętowe czekoladki w salonie. Do tego czasem jakiś film, częściej karty lub puzzle.
O 23 Elżbieta II mówiła dobranoc i reszta też mogła rozejść się do łóżek.
Pod pokładem Brytanii
HMY Britannia w każdy rejs zabierała ponad dwustu członków załogi.
Obsługa miała pracować bezszelestnie, a najlepiej być niewidzialna. Rozkazy więc wydawano na migi, a do mundurów zakładano trampki na gumowej podeszwie. Speaking of which – załoga przebierała się kilka razy dziennie, kapitan nawet dwanaście razy, ergo pralnia na statku działała na okrągło, przez całą dobę. Naturalnie królewskie ciuszki czyszczono osobno.
Załodze nie wolno też było gapić się na royalsów, a jeśli już nie daj bóg weszło się któremuś w drogę, należało zmienić się w słup soli z wzrokiem wbitym w przestrzeń.
Zwiedzając HMY Britannia z pewnością zauważycie, że im głębiej pod pokład, tym ciaśniej i mniej miejsca dla załogi (która do lat 70. spała w hamakach!). Ale nawet majtkowie mieli swoją mesę. Na jachcie działała też poczta i mały szpital.
Czytaj również: Gdzie zobaczyć emerytowanego Concorde’a? W Narodowym Muzeum Lotnictwa koło Edynburga
Co trzeba wiedzieć o zwiedzaniu królewskiego jachtu HMY Britannia
Na przykład, że Royal Yacht Britannia otwarty jest dla zwiedzających codziennie i przez cały rok z wyłączeniem 25 grudnia i 1 stycznia. Bilet wstępu dla dorosłego kosztuje 16,5 £, ale są też bilety ulgowe, a dzieci poniżej 5 lat wchodzą za darmo. Szczegóły na stronie HMY Britannia.
Najważniejsze: w cenie biletu jest audioprzewodnik po polsku (oraz w circa 30 innych językach), który za rączkę prowadzi po wszystkich pokładach i zakamarkach HMY Britannia, nie szczędząc przy tym królewskich anegdotek.
Przejście całego królewskiego jachtu zajmuje około dwóch godzin. Nie wiem kiedy mi ten czas minął.
A skoro już jesteśmy w Leith…
No bo właśnie, jeszcze nie napisałam, gdzie znajdziecie królewską łajbę. Jacht po 44 latach w Royal Navy przeszedł na emeryturę w 1997 roku (na tę okoliczność Elżbieta II uroniła nawet łezkę). Rok później trafił do Edynburga i zadokował w Leith jako statek-muzeum.
A portowe Leith – umówmy się – nie jest najbardziej fancy dzielnicą Edynburga. Kojarzycie „Trainspotting”? No więc Mark Renton, Sick Boy, Spud z powieści Irvine’a Welsha (po polsku wydanej jako „Ślepe tory”) i filmu Danny’ego Boyle’a (który jednak głównie kręcono w Glasgow, ale mniejsza o to), to chłopaki z Leith – edynburskiego zagłębia narkomanów (nie wiem czy nadal, ale na pewno w latach 80.). Jeśli starczy Miłym Państwu jaj i czasu, to możecie przespacerować się pod ich bloki.
Dla wielu może też okazać się sporym zaskoczeniem, że dziś są to ikony szkockiej powojennej architektury i brutalizmu. Także ten.
Odważnym podaję namiary:
- Banana Flats na Cables Wynd
- Linksview House na Tolbooth Wynd i Kirkgate
Skoro jesteś w tym miejscu, to pewnie zainteresują Cię również pozostałe wpisy ze Szkocji.
Podobało się?
Postaw mi wirtualną kawę lub udostępnij artykuł znajomym. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
No i zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.
DZIĘKUJĘ!
Podobne artykuły
Cześć!
Nazywam się Zofia Jurczak, a to moja strona poświęcona podróżom
Jestem kulturoznawczynią (UJ), stypendystką Miasta Krakowa. Moje koniki to Kraków (napisałam o nim dwie książki), muzea, miasteczka, dziedzictwo kulturowe i historyczne. Kocham Japonię, uwielbiam wyspy. W podróży napędza mnie ciekawość. Na stronie piszę o tym, co mnie kręci.
Więcej