Jak to zrobić do spółki z ile to kosztowało, to dwa najczęściej zadawane mi pytania od czasu powrotu z Japonii. Łapcie więc pierwszą odsłonę cyklu „Jak zorganizować wyjazd do Japonii – studium przypadku na własnym przykładzie”.
To mógł być najdłuższy wpis świata, ale nie będzie, bo podzieliłam go na części. I tak w pierwszej na tapecie tematy: kiedy najlepiej lecieć do Japonii oraz czego spodziewać się po drodze, w drugiej pogadamy o pieniądzach w Japonii i przydasiach (CZYTAJ TU), a w trzeciej napiszę wszystko co wiem o transporcie po Tokio i Honsiu. Będzie też część poświęcone wyłącznie spaniu w Japonii. Na deser zaś skonsumujemy „Japonia w stylu budżet”. Będzie też osobny tekst tylko o noclegach w Japonii.
UWAGA!
Tekst został zaktualizowany w styczniu 2025 roku i jest wypadkową doświadczeń z czterech samodzielnie zorganizowanych podróży do Japonii: w 2017, 2019, 2023 i 2025 roku. Łącznie w Japonii spędziłam ponad 10 tygodni. I ciągle mi mało!
Jak to z nami i Japonią było
Nim jednak przejdę do noclegów, przelotów i całej reszty, wypada zaznaczyć, że ten wpis nie jest uniwersalnym przepisem na wyjazd do Japonii. Na pewno można to zorganizować i znacznie taniej, i dużo drożej. Wiele zależy od pożądanego standardu, posiadanego budżetu i terminu wylotu. Jako totalni nowicjusze w temacie wypraw do Azji nie ustrzegliśmy się też kilku potknięć, więc śmiało uczcie się na naszych błędach.
A było tak: We dwójkę spędziliśmy w Japonii łącznie 39 dni. Za pierwszym razem 17 dni na przełomie kwietnia i maja 2017. Najpierw 9 dni w Tokio, a kolejne 7 pochłonęło nam zwiedzanie centralnej części wyspy Honsiu. W tym czasie byliśmy w Nagano (które okazało się niezbyt urodziwą acz cudownie bezludną i senną mieściną), Nagoi (przerwa w podróży na zwiedzanie zamku), Kioto (taki japoński Kraków z zachowaną przedwojenną zabudową, mnóstwem świątyń, a także bulwarami nad rzeką Kamo), Narze (setki, a może tysiące półdzikich danieli, ach!) i Osace (czarny koń pobytu) oraz w Jigokudani Snow Monkey Park, które w zasadzie było głównym powodem, dla którego w ogóle ruszyliśmy do Nagano.
We wrześniu 2019 roku 8 dni spędziliśmy w Tokio, a w przez pozostały czas zwiedziliśmy m.in. w Hiroszimę i Miyajimę, Matsuyamę, Toyamę, ponownie w Osace i Kioto oraz na wyspach królików (Okunoshima), kotów (Aoshima) i sztuki (Naoshima).
Z kolei we wrześniu 2023 roku skupiliśmy się na poznawaniu wyspy Kiusiu. Odwiedziliśmy m.in. Kure, słynące z onsenów Beppu, Kagoshimę i leżący po sąsiedzku wulkan Sakurajima. Serce skradło nam Nagasaki – niezwykle klimatyczne (jak na Japonię!) miasto. Prócz tego zajrzeliśmy ponownie do Hiroszimy, spędziliśmy kilka dni w Tokio oraz w onsenie w regionie Hakone.
W 2025 roku w Japonii spędziliśmy ponad 2 tygodnie, większość w Kioto, kilka dni w Tokio, a na deser wspaniałe Nikko i pobyt w najlepszym hotelu z onsenem w jakim kiedykolwiek byłam (i być może będę; dość powiedzieć, że mieliśmy własną wannę na balkonie, która w kwadrans napełniała się gorącą wodą termalną).
Kiedy najlepiej lecieć do Japonii?
To pytanie zadaje pewnie sobie pewnie wielu z was. Za pierwszym razem wybraliśmy drugą połowę kwietnia i początek maja.
To dobry i zły moment, aby lecieć do Japonii. Dobry, bo można załapać się na sakurę (czyli czas, gdy kwitną wiśnie). Nam udało się zdążyć na ostatnie chwile w Tokio i było bajecznie. Dopisała również pogoda. Przez cały pobyt temperatura wahała się między 18 a 25 stopniami i raptem dwa razy padało. Ale przełom maja i kwietnia, to w Japonii jeden z najgorętszych momentów sezonu turystycznego – golden week, czyli mówiąc po naszemu majówka. Między 29 kwietnia a 5 maja wypadają 4 dni urzędowo wolne od pracy. Reszty chyba nie trzeba tłumaczyć.
Pomni ceregieli z golden week za drugim razem zdecydowaliśmy się na polecieć do Japonii we wrześniu i… i liście się jeszcze nie złociły, ale za to było potwornie gorąco. Przez dwie trzecie naszego pobytu temperatura nie spadała poniżej trzydziestu stopni co w parze z wysoką wilgotnością robiło iście piekielne kombo. W praktyce oznaczało to, że dziesięć minut po wyjściu z hotelu człowiek był calutki mokry. I że w krytycznych momentach nie wahałam się nosić mokrego ręcznika na głowie, byle tylko trochę ulżyć sobie w tym upale. Bardzo, bardzo zazdrościłam Japonkom ich przewiewnych szat, niestety japońskie sklepy z ciuchami we wrześniu były już gotowe na zimę.
Oczywiście Japonia jest krajem klimatyzacji – i faktycznie te krótkie chwile w sklepach, metrze i pociągach pozwalały trochę odsapnąć od upału. Za to wyjście z klimy na zewnątrz to za każdym razem było jak dostać gorącą wilgotną szmatą w twarz. Bardzo nieprzyjemne. O dziwo żadne nie złapało kataru, ale szczerze mówiąc czułam się potwornie niekomfortowo z tym permanentnym spoceniem. A ponoć wrzesień to i tak jest pikuś przy temperaturach i wilgotności w sierpniu.
Z przewag września nad przełomem kwietnia i maja – ceny noclegów były przyjemniejsze dla portfela. Ale jeśli znów miałabym lecieć do Japonii we wrześniu, to wybrałabym drugą połowę miesiąca.
W 2025 roku wybraliśmy początek stycznia (i koniec grudnia, bo byliśmy w Japonii już na sylwestra) i to był strzał w dziesiątkę. Zima w Japonii jest znacznie przyjemniejsza niż w Polsce, a słońce zachodzi około godz. 17. W tym czasie tylko raz padał deszcz, a temperatury oscylowały wokół 10 stopni. Śnieg też padał, ale w górach. Było idealnie! Jednocześnie – wybierając się na przełomie roku do Japonii – trzeba pamiętać, że Japończycy wówczas intensywnie świętują, biorą wolne w pracy i na kolei/w hotelach trwa podobne wzmożenie jak w czasie golden week. Aha, pamiętajcie o tym, że w Japonii nie znają centralnego ogrzewania, a domy grzane są klimatyzacją lub innymi dziwnymi wynalazkami (jak elektryczny dywan ^^).
Przelot do Japonii: jakie linie lotnicze wybrać?
W 2017 roku lecieliśmy do Japonii LOT-em
Fakt, że narodowy przewoźnik w 2016 roku otworzył bezpośrednie połączenie z Warszawy do Tokio był decydującym argumentem, aby w ogóle polecieć do Japonii (pisałam o tym więcej w tym wpisie). Bilety kupowaliśmy jeszcze w 2016 roku i ta przyjemność wyniosła nas 4800 złotych za dwie dorosłe osoby na trasie Kraków – Warszawa – Tokio Narita – Warszawa – Kraków (klasą ekonomiczną, rzecz jasna).
Lot do Japonii LOT-em był w porządku. To był nasz pierwszy raz na pokładzie Boeinga 787, czyli Dreamlinera i – co prawda – miejsca na nogi nadal jest tyle co kot napłakał, ale leci się wygodniej (i ciszej) niż innymi Boeingami, o turbośmigłowych samolocikach nawet nie wspominając. Nieźle karmią. W czasie lotu serwowane są dwa posiłki (obiady), a w międzyczasie drobne przekąski oraz napoje (w tym piwo i wino). Te przekąski są tak drobne, że nas od śmierci głodowej ratowała żelazna rezerwa kabanosów i onigiri w drodze powrotnej.
Co było słabe w locie LOT-em do Japonii? Obsługa pokładowa – mało sympatyczna oględnie mówiąc. W jedną i drugą stronę minimum zaangażowania, byleby jak najszybciej odwalić serwis i resztę lotu spędzić na plotach za zasłonką. Limit bagażowy 23 kilogramy (na osobę, w jednej dużej walizce) plus 8 kg na bagaż podręczny też nie robi wielkiego wrażenia.
Rejs trwał 9 godzin z małym haczykiem do Tokio Narita i ponad 11 godzin w drodze powrotnej do Warszawy. W drodze powrotnej wylatywaliśmy z Narity rano, więc ostatnią noc spędziliśmy w hotelu Narita Tobu Hotel Airport, który bezpłatnie dowozi pod drzwi terminalu. W hotelu jest też mały sklep spożywczy. Jedno i drugie to duża wygoda.
W 2019 roku polecieliśmy do Japonii liniami Emirates
Za połączenie na trasie Kraków – Dubaj – Tokio – Dubaj – Kraków zapłaciliśmy 5 tysięcy złotych za dwie osoby. Ale! Lecieliśmy z podwyższonym limitem bagażowym do 30 kilogramów na głowę.
Z Dubaju do Tokio lecieliśmy Boeingiem 777 (lądowanie na lotnisku Haneda), a wracaliśmy z Narity największym pasażerskim samolotem świata, czyli Airbus A380 i to była rewelacja.
Czym lot Emirates różnił się od tego LOT-em? Przede wszystkim wygodą, zwłaszcza Airbus A380 jest mega wygodny i nawet w klasie ekonomicznej jest sporo miejsca na nogi. Jedzenie dobre, porcje w sam raz. Duży plus za ograniczenie jednorazowego plastiku do minimum. Na pokładzie Emiratów je się metalowymi sztućcami. Bardzo duży wybór rozrywki pokładowej (seriale, mnóstwo filmów, gierki, a nawet filmy z polskim lektorem).
No i w odróżnieniu od ekipy LOT-u cabin crew w Emirates była bardzo zaangażowana, uśmiechnięta i pomocna (jak powiedział pan kapitan na dzień dobry: na pokładzie mamy przedstawicieli piętnastu krajów mówiących osiemnastoma językami).
Teraz minusy. Widzę dwa
Pierwszy to łączna długość lotu – w jedną i drugą stronę podróż trwała grubo ponad dobę.
Lecą do Japonii mieliśmy ponad dziesięć godzin przerwy w Dubaju, w dodatku w nocy. Nie było szans na zwiedzanie (poza tym jaka tam była potworna gorącz! 39 stopni o 21, podłoże parzyło w stopy przez buty), więc przenocowaliśmy w hotelu Flora Inn Hotel Dubai Airport (dwie stacje metrem z Terminalu 3 lotniska DEX). Bardzo polecam, bo za niecałe 170 złotych wyspaliśmy się w gigantycznym i mega wygodnym łóżku (śmiałam się, że samo to łóżko w Dubaju było wielkości pokoi w japońskich hotelach).
W drodze powrotnej międzylądowanie trwało 5 godzin i to nad ranem, więc nie ruszaliśmy się z terminalu 3 lotniska Dubaj. Ale udało mi się wziąć prysznic (w terminalu 3 prysznice są między gate’ami B13-B19, korzystanie jest bezpłatne, ale trzeba mieć własne kosmetyki i ręcznik), co wielce sobie chwalę.
A drugi minus? Drugi minus to lot (co tu dużo gadać z piekła rodem) linia flydubai z Krakowa do Dubaju. Niestety, chlip, chlip, Emirates nie lata do Krakowa, zastępują go tanie linie flydubai. Ciężko napisać o nich cokolwiek dobrego, prócz to, że dowiozły mnie w jedną i drugą stronę (a w ramach code-share z Emirates flydubai zapewnia posiłek). Ale to było sześć godzin w cholernym Boeingu 737 w towarzystwie wielożennych i wielodzietnych rodzin z Emiratów. Określenie „w oku cyklonu” zdaje się być najbliższe temu, jak taki lot w praktyce wygląda.
W tym wpisie pisałam też o miejscówkach, w których nocowaliśmy w Japonii, ale po drugiej podróży temat tak się rozrósł, że wyekspediowałam go do osobnego wpisu Noclegi w Japonii: jak szukać by na spanie nie wydać fortuny (+ sprawdzone hotele!).
W 2023 roku lot do Japonii to już nie bułka z masłem
Nie żeby wcześniej była, ale od naszej ostatniej wizyty w 2019 roku trochę się zmieniło:
- Po pierwsze ceny biletów lotniczych do Japonii poszybowały w górę. Tak dwa razy.
- Po drugie teraz do Japonii leci się dłużej: 12 godzin, a wraca 14. Nie ma zmiłuj.
We wrześniu 2023 roku trasę do Japonii pokonaliśmy następującą kombinacją połączeń:
- Kraków –> Frankfurt –> Tokio Haneda (Lufthansa)
- Tokio Narita –> Wiedeń –> Kraków (Austrian)
Bilety znaleźliśmy tutaj. Kosztowały 9 tysięcy złotych i jest to obecnie standardowa cena. Ważne – obie linie w cenie biletu oferują, prócz bagażu podręcznego, także 2×23 kilogramy bagażu nadanego na osobę. Chociaż tyle.
Właściwie w obie strony mieliśmy lecieć austriackimi liniami przez Wiedeń, ale na dzień dobry, nim w ogóle wystartowaliśmy z Balic, zepsuł się samolot. Kolejnym połączeniem do Wiednia nie zdążylibyśmy na przesiadkę. Szczęście w nieszczęściu: Austrian jest częścią grupy Lufthansa, udało się więc szybko przebukować bilety na nieco późniejsze połączenie przez Frankfurt.
W ten sposób trasę do Japonii pokonaliśmy wysłużonym Boeingiem 747 (Jumbo Jeta) Lufthansy, o którym nie mogę napisać zbyt wiele dobrego. No nie był to wygodny samolot, a rozrywka pokładowa działała źle (już przeglądanie oferty wymagało wiele cierpliwości). Ale Lufa dobrze karmiła (plus za metalowe sztućce), rozmiary porcji są OK, a przez cały lot można było dokarmiać się kanapkami i przekąskami. Rozdawano też półlitrowe butelki wody.
Wracaliśmy już bez przebojów Austrianem i Boeingiem 777 – nowszym i znacznie wygodniejszym. Austrian także oferuje dwa ciepłe posiłki podczas lotu, ale porcje (zwłaszcza drugiego) są maławe. Z drugiej strony – przez cały lot serwowane były napoje i przekąski. Serio, serwis przechodził przez kabinę średnio co dwie godziny. Ale my przed lotem zaopatrzyliśmy się we własne przekąski, co i wam polecam uczynić. Dla mnie dużym plusem było, że w systemie rozrywki pokładowej znalazły się także koncerty i opery z austriackich muzycznych festiwali.
Acha, na obu lotach załoga była super miła, uśmiechnięta i pomocna.
W 2025 roku w końcu poleciałam japońskimi liniami lotniczymi
Konkretnie ANA. Lot do Tokio z przesiadką w Monachium. O japońskich liniach krążą bardzo dobre opinie i… nie są na wyrost. Zwłaszcza pod względem ilości miejsca na nogi w klasie ekonomicznej.
Prócz tego: dobre jedzenie, spore porcje, wygodny samolot (Dreamliner, ale wygodniejszy niż te w konfiguracji LOT-u), niezwykle uprzejma i pomocna obsługa pokładowa. Rejs jest koszmarnie długi, ale właściwie nie wiem kiedy minął?
ANA póki co wygrywa w moim małym rankingu linii lotniczych, z którymi podróżowałam do Japonii. Najsłabiej wypada LOT, niestety. Różnice w pozostałych przypadkach są kosmetyczne.
Czytaj również inne posty z podróży do Japonii:
➔ Co trzeba zobaczyć w Tokio część 1 | część 2
➔ Makaki japońskie kąpią się w gorących źródłach | Jigokudani Snow Monkey Park
➔ 8 trików jak tanio zorganizować wyjazd do Japonii
➔ Jak zorganizować wyjazd do Japonii | Transport w Tokio i Japan Rail Pass
➔ Jak zorganizować wyjazd do Japonii | pieniądze, internet, przydasie
➔ Kioto w pigułce dla zabieganych
➔ Japonia: lista lektur | Co przeczytać przed podróżą do Japonii?
➔ 6 największych zaskoczeń w Japonii
Przydało się? Udostępnij znajomym!
Postaw mi wirtualną kawę. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
Zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.
DZIĘKUJĘ!
Podobne artykuły
Cześć!
Nazywam się Zofia Jurczak, a to moja strona poświęcona podróżom
Jestem kulturoznawczynią (UJ), stypendystką Miasta Krakowa. Moje koniki to Kraków (napisałam o nim dwie książki), muzea, miasteczka, dziedzictwo kulturowe i historyczne. Kocham Japonię, uwielbiam wyspy. W podróży napędza mnie ciekawość. Na stronie piszę o tym, co mnie kręci.
Więcej